W Moskwie samotny protest mężczyzny w odpowiedzi na ludobójstwo w Buczy. Wszyscy byli odwróceni

Kmicic z chesterfieldem

Przewodniczący PO Donald Tusk nie ma wątpliwości, że kapitulacja Kaczyńskiego przed Ziobrą ws. likwidacji Izby Dyscyplinarnej szkodzi interesom Polaków.

W obliczu wojny i napływu uchodźców, nasz kraj potrzebuje środków z UE jak chyba nigdy wcześniej.

Więcej o nazwaniu przez Tuska pisowskiej władzy >>>

Dzisiaj cały świat i jednak duża część Polaków zobaczyła, że Orbán jest V kolumną Putina w Europie, a nastroje społeczne w Polsce w stosunku do Rosjan są diametralnie inne, niż na Węgrzech. Jeżeli PiS zostanie zidentyfikowany jako przyjaciel przyjaciela Putina, a nie da się inaczej powiedzieć o Orbánie, to PiS za to zapłaci – mówi nam prof. Marek Migalski, politolog z Uniwersytetu Śląskiego. I dodaje: – Widać, że nie można na to liczyć, a jeżeli Orbán odnawia swój mandat po raz czwarty, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby PiS odnowiło mandat po raz trzeci. To oznacza, że zwycięstwo samo nie wpadnie w ręce, a trzeba o…

 

View original post 24 słowa więcej

 

Piekło kobiet. Agnieszka z Częstochowy

Kolejna ofiara aborcyjnych fanatyków tym razem, trochę metaforycznie, w Częstochowie. Zabijać można także ustawami i wyrokami pseudotrybunału. I zabija się.

Kmicic z chesterfieldem

Po Konferencji prasowej #PorozumienieDlaPraworzadności oświadczenie z 5 punktami postulatów legislacyjnych PdP

Na szalecie miejskim w Toruniu przez kilka dni wisiała tabliczka, która została ucharakteryzowana w taki sposób, by “upamiętnić” ważne wydarzenie, jakim miała być wizyta Jarosława Kaczyńskiego w tym regionie. Po wczytaniu się w treść można jednak wywnioskować, że ktoś powiesił ją po to, by zakpić z prezesa PiS. W końcu zareagowały też władze Torunia.

Więcej o Wielkim Szaletowym Kaczyńskim >>>

List Szwejgierta do ministra (kryminalisty) Mariusza Kamińskiego ws. Pegasusa >>>

 

View original post

 

Satyra o Krystynie Pawłowicz

Taką oto zabawną narrację o Krystynie Pawłowicz znalazłem na Twitterze.

Sędzia pisowskiego Trybunału Konstytucyjnego to postać z groteski. Może jakiś dramaturg wziąłby jej osobę za inspirację do mrożkowskiej sztuki. Szkoda, aby taka zapyziałość przeminęła wraz z jej prochami.

Kmicic z chesterfieldem

Janina Goss, przyjaciółka matki Kaczyńskich, nie posiada żadnych umiejętności, za to przy Kaczyńskich nakradła się ze skarbu państwa.

Goss to nowotwór autorstwa Kaczyńskich, degeneruje pastwo polskie, zresztą jak obydwaj bracia (jeden wykopyrtnął pod Smoleńskiem i ponosi odpowiedzialność za śmierć 95 innych)

Janina #Goss wynajmuje powierzchnię reklamową spółce Skarbu Państwa #PGE, w której członkiem rady nadzorczej jest Janina #Goss

Podkomisja smoleńska funkcjonuje „w oparciu o roczny budżet”, a wyniki jej prac mogą być udostępnione tylko na potrzeby postępowań przygotowawczych lub sądowych – taką odpowiedź z MON uzyskał poseł klubu KO Krzysztof Truskolaski. Resort poinformował przy tym, że przewodniczący podkomisji Antoni Macierewicz nie pobiera z tytułu pełnienia tej funkcji żadnego wynagrodzenia.

Więcej >>>

Na konflikcie ewidentnie spowodowanym przez Putina także Kaczyński i Morawiecki usiłują zbić polityczny kapitał. Jednak to ich wcześniejsze błędy doprowadziły do izolacji Polski, co zawsze w naszej historii oznaczało dla nas ogromne ryzyko

Tekst Cezarego Michalskiego tutaj >>>

Wyborcze zwycięstwo PiS w 2015 roku…

View original post 238 słów więcej

 

Kaczyński dąży do rozlewu krwi

Posłanka PiS, członkini Rady Mediów Narodowych, Joanna Lichocka w rozmowie z „Wprost” pokazała, że Prawo i Sprawiedliwość nie odpuści i będzie dążyło do całkowitego przejęcia kontroli nad rynkiem mediów. Posłanka uważa, że niezbędna jest dekoncentracja kapitału medialnego, czyli innymi słowy zmuszenie większości właścicieli mediów prywatnych do nagłej, często poniżej ceny rynkowej, sprzedaży części tytułów, na których kupno, jak pokazała sprawa Radia Zet, będą już czekały prorządowe media zasilane kredytami państwowych banków. Posłanka ewidentnie liczy, że zwycięstwo wyborcze pozwoli rozprawić się z niezależnymi mediami raz na zawsze. Wszystko dlatego, że to ostatnie da PiS niezbędne silne zaplecze polityczne, ponieważ „wrzask, jaki się podniesie w tej sprawie, już nawet po tej mojej wypowiedzi, będzie ogromny (…) Hegemoni na tym rynku, niewahający się wyrzucać dziennikarzy za poglądy czy cenzurować niewygodne dla swego obozu informacje i opinie krzyczeć będą, że próba odebrania im tej hegemonii na rynku to walka z wolnością słowa”.

W świetle kolejnych informacji o wyrzucaniu z TVP czy Polskiego Radia dziennikarzy za brak uległości i niewygodne pytania, takie postawienie sprawy wydaje się być groteskowe, ale niestety w Polsce takie oczywiste kłamstwa zdają się na obywateli działać. Stąd Joanna Lichocka czuje się bezkarnie i całkowicie puszcza wodze fantazji. Jej zdaniem to bowiem media komercyjne prowadzą nagonkę i kampanię hejtu. Polityk show nienawiści TVP, które doprowadziło m.in. do śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza i agresji w Białymstoku, nie przeszkadza, niczym za złotą zasadą goebbelsowskiej propagandy, łatwiej oskarżać media niesympatyzujące z rządem o zamiary przyświecające Prawu i Sprawiedliwości. Lichocka w pierwszej kolejności odmawia mediom prywatnym podmiotowości, stawiając prostą wizję świata “my” kontra “oni”, gdzie każdy, kto nie jest usłużnym klakierem władzy, jest propagandzistą na pasku Platformy Obywatelskiej.

“Mamy do czynienia ze zorganizowanym hejtem i propagandą większości mediów komercyjnych, więc media publiczne, jeżeli chcą prostować kłamstwa i zrównoważyć przekaz, stają na linii frontu”

Joanna Lichocka, niczym wybudzona po czteroletniej śpiączce, całkowicie ignoruje strategię przemysłu medialnego Jacka Kurskiego, którego kontrolą zawodowo się przecież zajmuje. Uderza za to w media niezależne od PiS, że te cenzurują niewygodne wiadomości: “Od tego, co wyprawia „Gazeta Wyborcza” czy TVN włos się jeży na głowie – to z jednej strony regularne szczucie na nas, z drugiej cenzurowanie informacji niewygodnych dla ich obozu politycznego”.

Narracja PiS jest tutaj do tego stopnia skuteczna, że na media nie będące w grupie prorządowych często mówi się – te “nieprzychylne” czy “krytykujące”, stawiając je w roli z góry stronniczych, jakby piętnowanie populizmu polityków spod każdego szyldu nie było obowiązkiem dziennikarzy. W przypadku słów Lichockiej ironią losu może być dobór mediów oskarżanych o cenzurowanie. Czyż nie “Gazeta Wyborcza” stała za nagłośnieniem afery reprywatyzacyjnej, która uderzyła w PO i pozwoliła wybić się takim “geniuszom” polityki jak Patryk Jaki. Tymczasem w mediach podległych Lichockiej nawet w materiale o grzybobraniu potrafiono zrobić nagonkę polityczną na PO. Wspomniany materiał osiągnął taką skalę absurdu i groteski, że warto go zobaczyć, aby mieć świadomość z jakiego poziomu własnej moralności politycy PiS krytykują innych.

Kiedy TVP atakowała nauczycieli, lekarzy, niepełnosprawnych, to Lichocka nie protestowała, jednak poczuła się już dotknięta, kiedy spotkała się podczas kampanii wyborczej z agresywną reakcją jednego z wyborców: „Idźcie stąd, wszędzie was pełno, jesteście jak pluskwy” Takiego języka wcześniej nie było. (…) Tej pani o pluskwach nie przyszłoby do głowy mówić, gdyby nie polityka nienawiści jaką od lat stosuje PO“- skomentowała.

Można byłoby uronić łzę nad losem posłanki gdyby nie fakt, że media, za których etykę odpowiada, zasiadając w Radzie Mediów Narodowych, same od miesięcy prowadzą akcję dehumanizacji mniejszości seksualnych, starając się pozbawić je “polskości”. Zresztą czyż to nie polityczny idol Lichockiej, Jarosław Kaczyński, wprowadził do języka polskiej polityki mówienie o imigrantach jako roznosicielach chorób, a krystalicznie czysty episkopat i abp Jędraszewski nie nazwali kilkuset tysięcy Polaków zarazą?

Jeśli przy istnieniu niezależnych od polityków mediów osoba odpowiedzialna za kontrolę stanu mediów publicznych tak ostentacyjnie kłamie, to aż włos jeży się na głowie na myśl, co stanie się, kiedy zupełnie zabraknie tych, którzy weryfikują słowa rządzących. Ten dzień może jednak wkrótce stać się rzeczywistością. I nie jest to wizja żadnych “totalnych” jak lubuje się mówić PiS, ale prosta konsekwencja nacjonalizacji mediów prywatnych i postawienie prorządowych dziennikarzy w roli cenzorów i dystrybutorów legitymacji dziennikarskich w zapowiedzianym już przez PiS samorządzie zawodowym. Stawką wyborów 13 października staje się zatem wolność słowa w Polsce.

Małgorzata Kidawa-Błońska miodzio, czytaj tutaj >>>

My pragniemy Polski uczciwej, w której uczciwość i prawo są na pierwszym miejscu, a tymczasem mamy podejrzany hotel na godziny, oszustwa podatkowe i bezczelne okradanie państwa. Ja się na taką Polskę nie godzę! Ja chcę Polski uczciwej i dumnej, jak Wawel, a nie kamienica Banasia – mówiła na konwencji Koalicji Obywatelskiej w Krakowie kandydatka na premiera Małgorzata Kidawa-Błońska. – Różnica pomiędzy Polską naszych marzeń a Polską obecnie rządzących jest taka sama, jak między siedzibą królów polskich a słynną już niestety kamienicą prezesa NIK – dodawała. Z kolei Grzegorz Schetyna prosił o jeszcze o 2 tygodnie ciężkiej pracy.

Podczas jednego ze swoich wystąpień, Jarosław Kaczyński, oświadczył, że pisowskiemu rządowi udało się więcej zrobić w ciągu 4 lat, niż generalnie w historii udało się osiągnąć przez lat 1000 i jeszcze 50 -siąt.

Domyślam się, że ten okres Kaczyński wyliczył poczynając od umownej daty chrztu Polski. Jakże by inaczej. Przecież jak twierdzi prezes, nie ma moralności poza Kościołem. Każdy ma taki kalendarz, z którym mu najwygodniej.

Zatem jak się okazuje, żaden tam Chrobry, żadne Grody Czerwieńskie, żaden Łokietek i Kazimierz Wielki, co to Polskę zostawił murowaną, żaden Litwin Jagiełło i Grunwald, żadne Kircholmy, żadne unie realne, czy personalne, żadne Rzeczpospolite Obojga Narodów, żadne tam wiedeńskie odsiecze, a później żadne konstytucje, Komisje Edukacji Narodowej, żadna ofiara z krwi tak ochoczo składana przez wieki, okazuje się, że wystarczy:

  • a) pogwałcić, podeptać i zakpić sobie z trójpodziału władzy, niezawisłości sędziowskiej, etosu służby cywilnej;
  • b) pogwałcić, podeptać i zakpić sobie z Konstytucji, zrobić z niej symbol „układu” i narzędzie „fałszywych elit”, służące obecnie rządzącym do kancerowania „zdrowej tkanki narodu”, a strażnikiem tejże konstytucji uczynić wystarczy bezwolną kukiełkę pozbawioną woli i charakteru, natomiast premierostwo zdać należy na ręce cynicznego kłamcy o talencie aktorskim godnym braci Mroczków;
  • c) zamienić Armię Krajową i Bohaterów Getta na Narodowe Siły Zbrojne i Brygadę Świętokrzyską;
  • d) wzniecać nienawiść do mniejszości narodowych, uchodźców, osób nieheteronormatywnych;
  • e) montować w teoretycznie świeckim państwie katofaszystowski reżim, z całym tym rekwizytorium pełnym purpuratów, aroganckich hierarchów i przepychu władzy Kościoła, który nie widzi dalej niż pieniądz i wpływy. I nawet już się tego nie wstydzi. Już tego nie maskuje tym „ubogacaniem” w duchowe wartości.

Wystarczy, mniej więcej, takie cuda wyczarować z niczego, w ciągu czterech magicznych lat pisowskiej „kontrreformacji” i mamy sukces na miarę tysiąclecia.

Ważne, żeby jak chce kawaler Kaczyński – rodzina to był tatuś płci męskiej i mamusia płci żeńskiej, którym rodzą się rumiane i tłuste katolickie dzieci. Planowane i płodzone jak Pan Bóg przykazał, w oparciu o kalendarzyk i za wstawiennictwem świętego Jana Pawła.

Wielka Polska nadeszła jak ta wiosna z wierszyka u Brzechwy. Przyszła pieszo i niepostrzeżenie. I gdyby nam Kaczyński nie powiedział, że to już się wydarza, że właśnie staje się ta wiekopomna chwila, że to jest zwieńczenie tysiącletnich trudów, to byśmy znowu nie dowiedzieli się, jacy jesteśmy wyjątkowi i jacy jesteśmy szczęśliwi.

Dobrze, że mamy Kaczyńskiego, ponieważ moglibyśmy tej Wielkiej Polski nie poczuć i nie zauważyć, a to byłoby niepowetowana strata, w kraju, w którym tylu maluczkich od setek lat śni sen o wielkości.

Przywrócenie prawidłowego obsadzenia i kierownictwa TK; wznowienie postępowań, w których orzekały osoby nieuprawnione do zasiadania w TK; reforma systemu dyscyplinarnego dla sędziów TK – to trzy rekomendacje przygotowane przez wybitnych prawników, prof. Marcina Matczaka i dr Tomasza Zalasińskiego w cyklu ForumIdei Fundacji im. Stefana Batorego

„Wierzę, że w Polsce – i to szybciej, niż później – przywrócenie praworządności będzie możliwe. Cykl ekspertyz prawnych przygotowanych dla ForumIdei Fundacji im. Stefana Batorego jest wyrazem troski o to, żeby rządy prawa wróciły na należne im miejsce. Ten powrót jest absolutnie konieczny” – mówi prof. Marcin Matczak, współautor, wraz z dr Tomaszem Zalasińskim, ekspertyzy pt. Preferowane kierunki zmian prowadzących do przywrócenia prawidłowego funkcjonowania Trybunału Konstytucyjnego”.

„Nasza ekspertyza jest apolityczna. Kierujemy ją do wszystkich stron, którym zależy na przywróceniu porządku prawnego w Polsce. O apolityczności naszego działania świadczy, że zaproponowany sposób przywracania prawidłowego funkcjonowania Trybunału Konstytucyjnego, różni się chociażby od propozycji Aktu Odnowy Demokracji, jaki przedstawiła Platforma Obywatelska (więcej o pomysłach opozycji na przywracanie praworządności w wywiadach z Kamilą Gasiuk-Pihowicz o pomysłach Koalicji Obywatelskiej i Krzysztofem Śmiszkiem o propozycjach Lewicy – przyp.red.).

Zalecamy mozolny, ale konieczny, proces przywracania rządów prawa. Naprawa państwa prawa nie może się odbywać jak naprawa starego zegarka, jednym stuknięciem młotka. Jednym ruchem nie da się wszystkiego odwrócić”

– zauważa prof. Matczak.

Dr Tomasz Zalasiński przypomina, że kwestia obsadzenia, przewodnictwa i funkcjonowania TK nie może nigdy umykać naszej uwadze, nawet w ferworze innych zmian dotyczących wymiaru sprawiedliwości.


#OKOnawybory: przed wyborami parlamentarnymi Archiwum Osiatyńskiego i OKO.press omawiają kluczowe raporty, analizy i ekspertyzy na temat zmian dotyczących praworządności oraz ustroju Rzeczpospolitej, które zaszły podczas VIII kadencji Sejmu, przez cztery lata „dobrej zmiany” PiS. Oprócz diagnozy zniszczeń, przedstawiamy też rekomendacje, jak przywrócić i ulepszyć państwo prawa.

Prof. Marcin Matczak* dr Tomasz Zalasiński** z Zespołu Ekspertów Prawnych Fundacji im. Stefana Batorego przygotowali ekspertyzę pt.Preferowane kierunki zmian prowadzących do przywrócenia prawidłowego funkcjonowania Trybunału Konstytucyjnego”. To pierwsza z cyklu pięciu publikacji przygotowanych dla ForumIdei Fundacji Batorego.

Prof. Matczak i dr Zalasiński o tym, jak przywrócić porządek w TK

Po pierwsze, należy przywrócić prawidłowe obsadzenie i kierownictwo Trybunału Konstytucyjnego.

Podczas trwania VIII kadencji Sejmu do składu TK wprowadzono osoby, które nie mają statusu sędziów TK. Zasiadają one w składach orzekających i biorą udział w wydawaniu orzeczeń TK. Jednocześnie od orzekania odsuwanych jest czterech sędziów wybranych w poprzednich kadencjach Sejmu.

W grudniu 2016 roku niezgodnie z wymogami ustawowymi i konstytucyjnymi powołano nowe kierownictwo.

Dlatego zaleca się wprowadzenie do TK osób powołanych w jego skład przez Sejm VII kadencji, czego zgodność z Konstytucją RP potwierdził nigdy w pełni niewykonany wyrok TK z 3 grudnia 2015 roku o sygnaturze K 34/15. W tym celu Sejm RP kolejnej kadencji, na podstawie art. 8 ust. 1 w związku z art. 190 ust.1 Konstytucji RP oraz postanowienia TK z 30 listopada 2015 roku, powinien uchwalić, że działania Sejmu RP i Prezydenta RP, ze względu na sprzeczność z postanowieniem zabezpieczającym wydanym przez TK z 30 listopada 2015, nie wywoływały skutków prawnych.

Należy rozważyć zastosowanie art. 190 ust. 4 Konstytucji RP, który pozwala wzruszyć nie tylko wyroki sądowe czy decyzje administracyjne, ale i „inne rozstrzygnięcia”, takie jak uchwały Sejmu VIII kadencji uchylające uchwały wybierające trzech sędziów wybranych przez Sejm VII kadencji oraz uchwały dokonujące ponownego wyboru pięciu sędziów TK, w tym trzech osób nieuprawnionych do orzekania w TK. Podstawą prawną tych uchwał Sejmu, wydanych 2 grudnia 2015, nie była znowelizowana ustawa o TK z 19 listopada 2015, która zaczęła obowiązywać 5 grudnia 2015, ale art.137 ustawy o TK z 25 czerwca 2015 roku (Dz.U. 2015 poz. 1064).

Sejm RP kolejnej kadencji na podstawie art. 190 ust. 4 Konstytucji RP i odpowiednich przepisów Regulaminu Sejmu powinien wznowić postępowanie w sprawie wyboru trzech sędziów TK dokonanego 2 grudnia 2015 roku, uznać ten wybór za nieważny, a ze względu na jego niezgodność z Konstytucją RP i wyrokiem TK z 3 grudnia 2015 wezwać Prezydenta RP do dokonania zaprzysiężenia trzech sędziów wybranych przez Sejm VII kadencji.

Będzie to oznaczało konieczność opuszczenia przez TK osób, które w nim zasiadają bezpośrednio na podstawie uchwał Sejmu z 2 grudnia 2015 roku (Mariusz Muszyński) lub pośrednio (Justyn Piskorski i Jarosław Wyrembak),

w związku ze śmiercią dwójki sędziów (Lecha Morawskiego i Henryka Ciocha) wybranych na podstawie uchwał Sejmu z 2 grudnia 2015.

Po drugie, należy wznowić  postępowania, w których orzeczenia wydały osoby nieuprawnione do zasiadania w Trybunale Konstytucyjnym.

Możliwe są dwa rozwiązania. Pierwsze polega na uregulowaniu w ustawie o TK zasad wznawiania postępowania przed TK w przypadku zasiadania w składzie orzekającym osób nieuprawnionych. Rozwiązanie to musiałoby zakładać wyłączną kompetencję Trybunału Konstytucyjnego zarówno co do stwierdzenia statusu osoby nieuprawnionej, jak i decyzji o wznowieniu postępowania, a sama decyzja o wznowieniu powinna być dokonywana przez pełny skład Trybunału.

Zalecane jest jednak drugie rozwiązanie, czyli uznanie, w zgodzie ze stanowiskiem TK wyrażonym w postanowieniu z 17 lipca 2003 roku, że wznowienie postępowań przed TK jest niedopuszczalne. Ze względu na zasadę stabilności prawa rekomenduje się zajęcie takiego stanowiska, nawet pomimo głębokości naruszeń Konstytucji RP, co miało miejsce w ostatnich trzech latach.

Zarazem rekomenduje się, aby działania osób, które jako nieuprawnione zasiadały w składzie TK, zostały rzetelnie ocenione pod względem prawnym i dyscyplinarnym, aby zniechęcić do podobnych działań w przyszłości.

Po trzecie, należy wprowadzić zmiany w systemie dyscyplinarnym dla sędziów TK.

Zaleca się wprowadzenie zmian w obecnie obowiązującym systemie postępowania dyscyplinarnego dla sędziów TK, aby zapobiec jego dysfunkcjonalności w przypadku konieczności prowadzenia równocześnie postępowań dyscyplinarnych wobec kilku sędziów TK. Zapobiegnie to sytuacji, kiedy skład TK nie wystarczy dla ukształtowania wystarczającej liczby składów sądu dyscyplinarnego. Należy znowelizować ustawę o TK i rozszerzyć grupę osób, z której można powołać sędziów sądu dyscyplinarnego dla sędziów TK, o sędziów TK w stanie spoczynku z wyłączeniem osób, które zrzekły się stanowiska sędziego TK, oraz osób, które nie mogą pełnić funkcji sędziego sądu dyscyplinarnego ze względu na zły stan zdrowia.

Pełny tekst ekspertyzy jest dostępny na stronie Fundacji im. Stefana Batorego.

Najważniejsze fakty o kryzysie w Trybunale Konstytucyjnym

Od 2015 roku pogłębia się kryzys dotyczący obsadzenia, przewodnictwa i funkcjonowania Trybunału Konstytucyjnego. Po objęciu rządów przez obecną większość rządzącą, prezydent Andrzej Duda nie odebrał ślubowania od trzech sędziów wybranych przez Sejm poprzedniej kadencji – Romana Hausera, Krzysztofa Ślebzaka i Andrzeja Jakubeckiego.

Ich miejsca w TK zajęli Mariusz MuszyńskiLech Morawski (zasiadał w TK do śmierci 12 lipca 2017) oraz Henryk Cioch (zasiadał w TK do śmierci 20 grudnia 2017 roku). Prezydent Andrzej Duda przyjął od nich ślubowanie grudniową nocą 2015 roku. Po śmierci sędziów Morawskiego i Ciocha, miejsca w TK zajęli „dublerzy dublerów” – Justyn Piskorski (w miejsce, które powinien zajmować Krzysztofa Ślebzak) i Jarosław Wyrembak (w miejsce Romana Hausera).

W listopadzie 2016 roku przyjęto ustawę regulującą procedurę wyboru Prezesa TK. Na podstawie nowej, niezgodnej z Konstytucją procedury, 21 grudnia 2016 roku Prezydent Duda powołał Julię Przyłębską na stanowisko Prezesa TK. Po objęciu urzędu, włączyła ona do orzekania w TK tzw. sędziów-dublerów.

W 2017 roku TK pod przewodnictwem Julii Przyłębskiej rozstrzygnął 88 spraw. Dla porównania, w 2015 roku rozstrzygnął ich aż 173. Średnia za lata 2010-2015 wynosiła zaś 140 spraw rocznie.

Do „nowego”  TK wpływa o wiele mniej spraw niż przed „dobrą zmianą”, co jest wyrazem braku zaufania do tej instytucji w obecnym kształcie.  W OKO.press pisaliśmy, że podczas gdy do TK w 2014 roku  wpłynęło 530 spraw, a w 2015 roku – 623, 2016 roku było to zaledwie 360 spraw (spadek o 42 procent w porównaniu z poprzednim rokiem), a w 2017 roku – 282 sprawy.

Ponadto trybunalskie tryby długo mielą niektóre politycznie newralgiczne sprawy, ze szkodą dla ochrony praw i wolności obywateli.

Aż rok zajęło TK wydanie wyroku i stwierdzenie niezgodności z Konstytucją zaskarżonych przez prezydenta Dudę przepisów nowelizacji ustawy o IPN ze stycznia 2018 roku.

Małgorzata Kidawa-Błońska, przyszła premier

Małgorzata Kidawa-Błońska jako kandydatka na premiera i liderka listy w Warszawie to racjonalny ruch ze strony szefa PO Grzegorza Schetyny. Podyktowany kalkulacją, ale i obawą, że Schetyna mógłby ponieść w stolicy porażkę w bezpośrednim starciu z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim.

Analogia między decyzją Schetyny a ruchem Jarosława Kaczyńskiego z 2015 r. jest uderzająca. Wówczas to prezes PiS patrzył w sondaże i widział, że jego partia ma szansę wygrać wybory, ale on sam jako kandydat na premiera jest przeszkodą.

Kaczyński na pytanie, czy będzie premierem, odpowiedział wówczas tak: – Chciałaby dusza do raju, ale grzechy nie pozwalają. Krótko mówiąc, to nie jest to, czy ktoś chce, czy nie chce [być premierem]. Decyzja zapadnie w odpowiednim momencie i tutaj jest tylko jedno pytanie: czy ktoś jest w stanie poprowadzić do zwycięskich wyborów, czy też nie. Właśnie, bo grzechy ciążą.

Dziś Grzegorz Schetyna mógłby zacytować Jarosława Kaczyńskiego. Różnica jest taka, że stawka za poświęcenie własnych ambicji jest już zupełnie inna.

Dla Kaczyńskiego celem była maksymalizacja szansy na triumf w wyborach, bo to było w zasięgu ręki.

Dla Schetyny celem jest ustrzec się porażki, która w konsekwencji zmiotłaby go z fotela szefa Platformy Obywatelskiej.

Niemniej, obaj liderzy wykazali się racjonalnym podejściem do swojej wagi w polityce i świadomości swoich słabości. Schetyna podjął decyzję w ostatniej chwili – tuż przed upływem terminu rejestracji list wyborczych. Po pierwsze: wysunął Małgorzatę Kidawę-Błońską jako kandydatkę Koalicji Obywatelskiej na premiera. A po drugie: umieścił ją na „jedynce” listy KO w Warszawie, a sam przesunął się na czoło listy, ale we Wrocławiu.

I jeszcze jedna różnica między decyzjami liderów PO i PiS. Jarosław Kaczyński zrezygnował z ambicji bycia premierem po ośmiu latach w opozycji. Schetyna – po czterech.

Dla Grzegorza Schetyny, który w polityce jest wyjadaczem, to z pewnością trudna lekcja. Jako lider listy PO w swoim rodzinnym Wrocławiu może być jednak spokojny o dobry wynik. W Warszawie mógł ponieść porażkę w bezpośrednim starciu z prezesem PiS. A to ryzyko było realne. W 2015 r. Kaczyński zdobył w Warszawie 202 tys. głosów, a urzędująca wówczas premier Ewa Kopacz niewiele więcej, bo 230 tys. Kiepskie notowania Schetyny nawet w elektoracie PO sprawiłyby w tegorocznych wyborach, że głosy rozpłynęłyby się po całej liście KO, więc Schetyna mógłby zanurkować poniżej 200 tys. głosów. Przekaz z porażki byłby taki: Jarosław Kaczyński pogromcą lidera opozycji w jej własnym bastionie. Kolejną pochodną byłaby erozja przywództwa Schetyny w partii i zmiana lidera.

Ale są i inne zyski dla PO z nagłego ruchu Schetyny. Platforma w końcu czymś zaskoczyła i przejmuje – choć pewnie tylko krótkotrwale – inicjatywę.

Z drugiej strony roszada Schetyny i Kidawy-Błońskiej to ruch tylko personalny. Owszem pani wicemarszałek Sejmu, a wcześniej także bardzo dobra marszałek Sejmu nie jest typem zadziornej fighterki, jest za to szanowana także w szeregach obozu władzy. To jej duże atuty. O ile Beata Szydło kreowana była na Matkę Polkę z prowincji, to Kidawa-Błońska może uchodzić za kulturalną ciotkę z Warszawy.

Jednak bez wsadu programowego i przede wszystkim odbudowania wiarygodności nie sposób dziś wygrać z PiS-em. Misja Kidawy-Błońskiej – wygrać wybory i zostać premierem – ociera się więc o political fiction. Marsz PiS po władzę trwał dwie kadencje, a J. Kaczyński rezygnował z realnej szansy na fotel premiera. Schetyna w praktyce rezygnuje z mówienia, że chce być premierem.

Wpasowanie Kidawy-Błońskiej w rolę kandydatki na premiera jest dla Schetyny dość bezpieczne. Nie ma ona bowiem charakteru Brutusa ani praktyki we wbijaniu noży w plecy swoim protektorom. Z pewnością jednak – w oczach części członków PO – jej autorytet i znaczenie dla partii wzrosną, co w dłuższej perspektywie obsadzi ją – nawet wbrew jej woli – w roli potencjalnej nowej liderki Platformy.

Polacy i kompromis to sprzeczność?

Timothy Garton Ash, wybitny historyk brytyjski, a zarazem bliski Polsce intelektualista, dla którego okres “Solidarności” 1980-89 był “najważniejszym i najpiękniejszym doświadczeniem jego życia”, wygłosił porywający wykład o wyjątkowej rewolucji roku 1989. Poruszony jego treścią i przesłaniem podejmuję próbę nie tyle polemiki z profesorem, na taką bym sobie nie pozwolił, ile niejako uzupełnienia jego myśli o swoje przemyślenia związane z polskim Czerwcem 1989 roku

Polska, a raczej Polacy, nie potrafili do tej pory stworzyć wielkiego mitu założycielskiego polskiego państwa po czerwcu 1989 roku. Prawdopodobnie każdy inny naród potrafiłby taki mit stworzyć, ale nie my. Dlaczego? Przecież bezkrwawe obalenie komunizmu idealnie się do tego nadaje.

Fundamentem Czerwca 1989 był kompromis Okrągłego Stołu, a my nie lubimy kompromisów. Nie lubimy układania się z drugą stroną, bo to dla nas zawsze ma jakiś podtekst. Zawsze szukamy w kompromisie jakiegoś fałszu i nieczystych intencji. Dlaczego ktoś chce się z nami układać? Przecież to takie nienormalne.

Bo w naszej mentalności kompromis to oszustwo. Jako naród mamy we krwi mesjanizm i “chrystusizm” narodów. I wieczną walkę, najlepiej przegraną. Powstanie Wielkopolskie, jedyne w pełni zwycięskie powstanie w historii Polski, w zasadzie celebrowane jest wyłącznie przez Wielkopolan, a ściślej – przez poznaniaków. Bo jego główną siłą było gruntowne przygotowanie, poprzedzone czymś, co Jerzy Sztwiertnia nazwał “Najdłuższą wojną nowoczesnej Europy”. Powstanie Wielkopolskie dlatego się udało, bo oparte było na organicznej pracy u podstaw. Nie na mesjanizmie i “chrystusizmie” narodów.

Być może właśnie dlatego Prawo i Sprawiedliwość osiąga w Poznaniu od lat najgorsze w kraju wyniki – w ostatnich wyborach było to mizerne 26 proc. Także dlatego, że wielkopolska walka z germanizacją w zaborze pruskim polegała głównie na rywalizacji gospodarczej. I to zarówno na wsi, jak i w miastach. Wielkopolanie uznali bowiem, że pokonać zaborców można rywalizując z nimi pragmatyką, a nie romantyzmem.

Pragmatyka ta nakazywała budować w Wielkopolsce silne związki gospodarcze, kasy pożyczkowe i wielkie przedsiębiorstwa, czego symbolem byli i są Hipolit Cegielski, Dezydery Chłapowski, Edward Raczyński, Karol Marcinkowski, Emilia Sczaniecka czy księża Piotr Wawrzyniak i Augustyn Szamarzewski. Ale gdy pragmatyka ta nakazała chwycić za broń, nie było i z tym problemu. Nie było go także w Czerwcu 1956 roku, bo to w Poznaniu pierwszy raz powstano przeciwko komunizmowi. Być może dlatego Czerwiec 1989 ma tu swoje właściwe, historyczne miejsce.

Tajemnicą sukcesu Prawa i Sprawiedliwości jest także (oprócz niebotycznych transferów społecznych) coś, co Kaczyński fałszywie i na wyrost nazwał “polityką historyczną”. W gruncie rzeczy jest to nic innego, jak zakłamywanie historii. Dla Kaczyńskiego i wyborców PiS kompromis jest passe. Zarówno ten okrągłostołowy, jak i ten unijny. To dlatego prawie wszyscy najważniejsi politycy PiS pozwalają sobie na deprecjonowanie Czerwca 1989 roku.

Przykłady podał profesor Ash w swoim wykładzie. PiS umiejętnie gra nutą “utraconego romantyzmu”. Trafia tym na bardzo podatny grunt, bo w zasadzie każde pokolenie od 1918 roku miało swoją rewolucję. Od odrodzenia państwa polskiego, poprzez Wrzesień 39, Kolumbów rocznik 20-ty, Czerwiec 56, Marzec 68, Grudzień 70, Sierpień 80, Grudzień 81, po Czerwiec 89. Od trzydziestu lat nic się w Polsce nie dzieje, oczywiście w sensie przesileń.

Ciepła woda w kranie, czyli logiczny i pragmatyczny ciąg zdarzeń związany z pokonywaniem najgłębszego od dziesięcioleci kryzysu finansowego na świecie (kto to dzisiaj pamięta?), okazał się dla głodnych rewolucji Polaków zamachem na odwieczny “chrystusizm” narodów. Dlatego właśnie poparcie dla PiS nie słabnie.

Kompromis Okrągłego Stołu nie pasuje do tak Polakom potrzebnego pragmatyzmu. Polskie gorące głowy i serca nie chcą dogadywania się z komuchami. Pal licho, że znaczna ich część znalazła ciepłe miejsca u boku Kaczyńskiego. I taki “paradoks” historii można wyborcom wyjaśnić. Bardzo przydaje się tu mickiewiczowski Konrad Wallenrod. W Prawie i Sprawiedliwości wszystko można zmanipulować pod wygodną dla siebie narrację.

Zatem pytanie: “czy umiemy żyć tylko w klęsce” jest pytaniem głęboko polskim.

4 czerwca 1989 roku naprawdę skończył się w Polsce komunizm.

Ale czy nie pora najwyższa z tym tak bardzo “polskim” myśleniem skończyć? Niezależnie od PiS-owskiej narracji Polacy w czerwcu 1989 roku naprawdę napisali historię Europy. I obalili komunizm, co słusznie oznajmiła w Dzienniku Telewizyjnym Joanna Szczepkowska.

Można oczywiście na siłę szukać niedostatków, opowiadać o dzieleniu się władzą agentów z agentami i budować tę fałszywą opowieść o Lechu Kaczyńskim, który co prawda brał udział w magdalenkowych konszachtach i co prawda pił nawet tam wódkę, ale się nie fraternizował, lecz nie wytrze się gumką – myszką faktu, że Okrągły Stół i te “niedemokratyczne” wybory 1989 roku były początkiem zmian, o których wówczas żyjący (także do dziś) Polacy, nie śnili nawet w najśmielszych snach. Niezależnie od tego steku bzdur serwowanego nam niemal każdego dnia przez obóz władzy, nie da się wytrzeć gumką faktu, że w Polsce nie było Bukaresztu i nie było też Bałkanów.

Nawet z uporem maniaka powtarzana teza, że jedynymi beneficjentami polskich przemian po roku 1989 byli członkowie PZPR oraz oficerowie SB jest wymyślonym na potrzeby określonej polityki konkretnego człowieka humbugiem. Każdy, kto tylko chciał, miał siłę i wiarę w siebie, mógł skorzystać z szerokich możliwości, jakie stworzył rząd premiera Mazowieckiego.

To, że nie każdemu się udało, to już inna sprawa. I owszem, własne klęski można zawsze tłumaczyć magdalenkową agenturą, ale czy nie popada się wtedy w śmieszność? Być może właśnie dlatego głęboko niesprawiedliwe słowa Andrzeja Gwiazdy mają wśród wyborców PiS takie uznanie.

Profesor Ash kończy swój wielce refleksyjny wykład słowami:
Mit naszej chwalebnej, brytyjskiej rewolucji 1689 roku (która wcale chwalebną nie była, ale dała podwaliny pod liberalną demokrację) stworzył wybitny brytyjski historyk Thomas Babington Macaulay po 160 latach od tamtych wydarzeń. Taki mit mógł powstać dopiero w warunkach stabilnej, kwitnącej, liberalnej demokracji w Wielkiej Brytanii.

Płynie z tego prosta lekcja. Wystarczy, że wy, Polacy, zadbacie o to, by utrzymać liberalną demokrację w Polsce przez następne 130 lat. I w połowie XXII wieku będziecie mieli piękny mit założycielski. Mit 4 Czerwca 1989, mit chwalebnej rewolucji w Polsce. A może wcale nie potrzeba 130 lat? Może po prostu wystarczy uwierzyć w siłę demokracji?

Tekst Thimoty Gartona Asha >>>