Kaczyński zahipnotyzował wyborców populistycznymi gruszkami na nacjonalistycznej wierzbie

Z książki Janickiego i Władyki o Kaczyńskim wyłania się obraz politycznego zwierzęcia, dla którego jedynym życiowym celem jest przejęcie władzy.

Jest rodzaj publicystyki, której serdecznie nienawidzę. Ta publicystyka obraca się wokół zdania: „A nie mówiłem?”. Książka „Brat bez brata” autorstwa duetu dziennikarzy „Polityki” Mariusza Janickiego i Wiesława Władyki do nich należy.

Autorzy są tak naprawdę mojej nienawiści ofiarami niewinnymi. Od początku precyzyjnie i proroczo opisywali zjawisko w polskiej polityce nazywane „Jarosław Kaczyński”. Wiele lat przed ponowną wygraną PiS w 2015 roku przewidywali, że ta partia znów sięgnie po władzę. Opisywali proces przekształcania się „prawicowej Unii Wolności”, którą była pierwsza partia Kaczyńskiego – Porozumienie Centrum – w ruch ludowy, który mieszał ze sobą pierwiastki narodowe, ludowe, socjalne. Ostrzegali, gdy budził najbardziej prymitywne instynkty, strachy, szczuł na prawdziwych lub domniemanych przeciwników, uchodźców, LGBT, oskarżał konkurentów o zdradę.

Autorom trzeba przyznać, że nigdy nie ześliznęli się ku politycznemu cynizmowi dziennikarskich kibiców streszczającego się w zdaniu: „Nie straszcie już PiS-em”. Nie utknęli na mieliźnie symetryzmu (nie wiem, czy akurat dobrą ilustracją w tej książce owego zjawiska jest dr Karolina Wigura), nie utknęli w rezygnacji streszczającej się w zdaniu: „Społeczeństwu polskiemu nie przeszkadza przekraczanie przez władzę ram prawa”. Precyzyjnie od lat analizowali to, co złożyło się na narodowy w treści, a światowy w formie populizm, który obecnie reprezentuje partia rządząca.

Z czego wynika owa nienawiść? Typowej zawiści wobec przemądrzalców, w kraju gdzie dewiza „mądremu biada” przeniknęła przez wschodnią granicę? A może w poczuciu bezsiły, że mimo tej wiedzy i moralnych racji nie udało się zrobić niczego, co by ów marsz ku parlamentarnej większości PiS powstrzymało.

Jarosław Kaczyński to ulubiony bohater publicystyki Janickiego i Władyki. Z książki wyłania się jego obraz jako politycznego zwierzęcia, którego jedyną sferą życia, w której się realizuje (może poza nieśmiałymi próbami deweloperki w postaci dwóch wież), jest polityka, a jedynym życiowym celem jest przejęcie władzy. Temu celowi służy wszystko, od budzenia złych instynktów – bo lider PiS uważa, że to nie dobro, ale nienawiść jest siłą, która porusza światem – po misteria smoleńskie, które z tragedii narodowej uczyniły polityczny wehikuł budujący twarde ideowe polityczne zaplecze. Trudno nie dostrzec w tych opisach pewnego podziwu dla konsekwencji i siły przekonań lidera PiS.

Konsekwentny do bólu jest również styl budowania państwa, w którym najważniejszą rolę odgrywa centrum albo „ośrodek dyspozycji politycznej”, którego koncepcja została zarysowana podczas wykładu Jarosława Kaczyńskiego w Fundacji Batorego w 2005 roku. Istotą tej władzy jest poruszanie się „poza rozkładem”, poza zasadami demokracji liberalnej, gdzie premier i prezydent faktycznie sprawują władzę. Buduje państwo nie dla wszystkich obywateli, także tych, którzy z władzą się nie zgadzają, a nie uznaje ich za wyrzutków, zdrajców, kanalie, gorszy sort czy element animalny.

Jarosław Kaczyński oraz PiS konsekwentnie przejmują instytucje, które miały być „bezpiecznikami władzy”, łamią zasady demokracji liberalnej i praworządności. Instytucje państwowe, na przykład Trybunał Konstytucyjny, system sądowniczy, prawo, dziennikarstwo przekształcane w propagandę, a nawet poszczególni ludzie, stają się instrumentami służącymi zdobyciu i umocnieniu władzy. Czasami się cofa, ale tylko po to, aby obejść problem, odroczyć wykonanie wyroku.

Janicki i Władyka szczególnie uważnie spoglądają w stronę Kościoła, który najpierw był akuszerem i arbitrem przemian. Po uzyskaniu w 1998 roku tego, co dla niego najważniejsze – czyli ratyfikacji konkordatu, a wcześniej ustawy antyaborcyjnej i nauczania religii w szkołach – odsunął się od polityki, aby w ostatnich latach ponownie w większości stanąć po stronie jednego ugrupowania, jakim jest Prawo i Sprawiedliwość. Przy czym w publicystyce obu autorów nie jest to wyraz siły, ale słabości polskiego Kościoła. Można wręcz powiedzieć, że Kościół stał się jednym z kolejnych narzędzi sprawowania władzy w rękach prezesa PiS.

Dylemat, czy Jarosław Kaczyński znalazł swój elektorat spośród zawiedzionych III RP, czy też go tworzy poprzez program „Rodzina 500 plus” i transfery socjalne, jest dylematem pozornym.

Kaczyński potrafił wykorzystać frustracje, które kiedyś skupiały się w ruchach Samoobrona, Liga Polskich Rodzin czy części elektoratu lewicowego, ale również buduje swój własny. To nie tylko 500 plus, ale polityka godnościowa, kult anarchiczny „żołnierzy wyklętych”, czasami kolizyjny wobec Polskiego Państwa Podziemnego i AK. Towarzyszyło temu zniszczenie zaufania do wszystkich polityków, stworzenie sytuacji, w której „wszyscy kradną, ale oni przynajmniej się dzielą”.

Jak stwierdzają autorzy, 500 plus jest swoistym „środkiem znieczulającym” umożliwiającym budowę nowego państwa i czyniącym elektorat odpornym na informacje o porażkach władzy. Równocześnie polityka godnościowa, opowieści o „wyspie wolności”, budowie nowego państwa, które ma być nowoczesne w formie, ale tradycyjne w treści, tworzą pozytywny „mit”.

Konsekwencją polityki PiS jest ostry podział wśród Polaków, zrywanie więzi społecznych, wzajemne wykluczanie. Jednak argument politycznej siły i bezwzględności ma przekonać opornych, że opór jest bezcelowy i władza PiS jest bezalternatywna, bo jest.

Czy jednak z tekstów Janickiego i Władyki wynika, że jest jakakolwiek alternatywa wobec rządów PiS?

Odpowiedź nie nastraja pozytywnie. Autorzy bardzo krytycznie spoglądają na opozycję, która nie jest w stanie przedstawić spójnego, pozytywnego programu ani drogi wyjścia. Sami proponują program „porządnego państwa porządnych ludzi”. Choć sami przyznają, że budowanie go wymaga czasu, cierpliwości i nie będzie łatwe.

Tylko czymże jest owa porządność? Czy przypadkiem nie poszukujemy wyborcy idealnego, który zbuduje państwo idealne – nowej morusowskiej utopii, której po prostu nie ma? Wszak długo mówiliśmy, że chcemy żyć w „normalnym państwie”, choć owa normalność, czyli kraj, w którym pociągi się nie spóźniają, służba zdrowia działa, władza jest mądra, a ludzie odnoszą się przyjaźnie do innych, ma posmak nieosiągalnego ideału.

Nienawidzę takiej publicystyki. Tym bardziej że autorzy mogą po raz kolejny mieć rację.

O wyborach parlamentarnych w Polsce piszą największe portale informacyjne na świecie, m.in. BBC, Al-Dżazira czy Politico. „PiS ma mandat do jeszcze głębszych zmian w państwie”.

BBC: PiS to partia spełnionych obietnic

BBC ocenia, że jeśli częściowe wyniki wyborów się potwierdzą, PiS otrzyma procentowo najwięcej głosów spośród wszystkich partii startujących w wyborach w Polsce po 1989 roku. Będzie to oznaczało „mocny mandat, by dalej wprowadzać w życie socjalnie konserwatywny program”.

Przebywający w Warszawie wysłannik brytyjskiego nadawcy Adam Easton zauważa w komentarzu, że spory z Komisją Europejską o praworządność w Polsce nie podkopały poparcia dla PiS, który zapowiedział kontynuację tzw. reformy sądownictwa.

„Partia została nagrodzona za hojne wydatki socjalne, na których skorzystały miliony rodzin. Pierwszy raz od lat przedstawiła zbilansowany budżet na przyszły rok, mimo ostrzeżeń ekonomistów, że wydatki zrujnują finanse publiczne. PiS ma teraz reputację ugrupowania, które spełnia swoje obietnice”, podsumowuje Easton.

Politico: Załagodzić spór z Unią

Brukselski portal Politico, z którego informacje czerpie wielu europosłów i komentatorów, również zwraca uwagę na spór PiS z UE. Ocenia jednak, że w ostatnich miesiącach partia Jarosława Kaczyńskiego starała się go łagodzić i poparła kandydaturę Ursuli von der Leyen na szefową Komisji Europejskiej. PiS odetchnął z ulgą, gdy okazało się, że w nowej komisji Frans Timmermans nie będzie już zajmował się praworządnością w Polsce.

„Podczas kampanii Kaczyński, lider partii i de facto osoba rządząca krajem, cieszył się, że Janusz Wojciechowski będzie nowym komisarzem ds. rolnictwa, nazywając to stanowisko jednym z najważniejszych w komisji i o kluczowym znaczeniu dla Polski”, przypomina Politico.

„Warszawa chce wzmocnić swoją pozycję podczas trwających negocjacji na temat przyszłego budżetu UE, obawiając się dramatycznego spadku funduszy płynących obecnie z Brukseli”, tłumaczy portal.

„Die Welt”: Miękki autorytaryzm w środku Europy

„PiS wyraźnie wygrał wybory, a opozycja i Komisja Europejska muszę przygotować się na kolejne »reformy« wymiaru sprawiedliwości i mediów, bardziej radykalne niż te do tej pory” – pisze Philipp Fritz, warszawski korespondent niemieckiego konserwatywnego dziennika. Cytuje przy tym polski dowcip o pesymiście i optymiście: pesymista mówi, że jest źle, optymista mówi, że może być gorzej.

Według dziennikarza „Die Welt” ta druga opcja jest w Polsce bardziej prawdopodobna. „PiS prowadził przez miesiące profesjonalną i agresywną kampanię wyborczą, przy tym rozpoczął nikczemną kampanię strachu przeciwko mniejszościom seksualnym, czym mobilizował swoich wyborców” – wylicza i dodaje, że wynik wyborów może być dla PiS zachętą, by „kontynuować politykę przebudowy państwa” i przejmować kontrolę nad kolejnymi instytucjami.

„Już teraz krążą pogłoski o nowej ustawie medialnej, która dałaby partii kontrolę nad prywatnymi mediami. Jeśli PiS dotrzyma obietnicy, Polskę czeka kolejna runda zmian, które przyćmią poprzednie”

– czytamy w „Die Welt”. Dziennik konkluduje, że jeśli w Polsce dojdzie do szybkiej marginalizacji opozycji, naruszenia zasad państwa prawa, a przeciwko mniejszościom rozpoczęta zostanie wielka nagonka, to Unia Europejska nie będzie miała autorytaryzmu u swoich drzwi, jak w przypadku Turcji, ale w samym swoim środku.

„Der Spiegel”: Za słaba opozycja

„PiS jest silny także dlatego, że opozycja działa nerwowo i bez przekonania” – podsumowuje niemiecki tygodnik „Der Spiegel”. Zdaniem autora powyborczej analizy przewodniczący PO Grzegorz Schetyna jest „katastrofalnie nielubiany”, w rankingu nieufności znajduje się na drugim miejscu, po Januszu Korwin- Mikkem. „Nie ma pomysłów ani charyzmy. W jednym z wywiadów radiowych nie był w stanie wymienić najważniejszych punktów swojej kampanii” – wylicza tygodnik.

O Małgorzacie Kidawie-Błońskiej, kandydatce KO na premiera, „Spiegel” pisze, że nie jest dość rozpoznawalna, a funkcję zawdzięcza właśnie temu, że Schetyna na głównego kandydata się nie nadawał. „Nawet działacze PO zarzucają swoim liderom, że nie byli w stanie wyjaśnić wyborcom, czego tak naprawdę chcą” – podsumowuje tygodnik.

Al-Dżazira o sojuszu Kaczyńskiego z Kościołem

Wpływowy katarski portal pisze, że PiS próbował przedstawiać te wybory jako wybór między „społeczeństwem zakorzenionym w tradycyjnych katolickich wartościach a porządkiem liberalnym, w którym zyskują nieliczni i który podkopuje życie rodzinne”. Odnotowuje poparcie hierarchów kościelnych dla partii Kaczyńskiego mimo teoretycznej neutralności politycznej Kościoła.

Stacja spodziewa się, że samodzielna większość da „populistycznej prawicowej partii PiS mocny mandat do kontynuowania jej kontrowersyjnych reform wymiaru sprawiedliwości, mediów, instytucji kulturalnych, sektora bankowego i energetycznego”.

„Nie będzie to dobra wiadomość dla wielu ludzi w Unii Europejskiej, do której Polska przystąpiła w 2004 r. Teraz jednak Polska jest, jeśli można to tak ująć, inna niż wtedy. Bliżej jej do Węgier i innych prawicowych sił w Europie”, ocenia w korespondencji z Warszawy wysłannik Al-Dżaziry Andrew Simmons.

„El Pais” tłumaczy wygraną PiS

Hiszpański dziennik „El Pais” skupia się w swojej relacji o wyborach w Polsce na przyczynach sukcesu PiS. Pisze m.in. o programie 500+, zwolnieniu z podatku PIT osób poniżej 26. roku życia i obietnicach dotyczących płacy minimalnej.

Gazeta cytuje polskich ekspertów: prof. Adama Szymańskiego z UW i prof. Aleksandra Smolara z Fundacji Stefana Batorego. Według Szymańskiego PiS wygrał z powodu transferów socjalnych, populistycznej retoryki, która sprawiła, że ludzie wreszcie poczuli się ważni, oraz z powodu słabości opozycji. Smolar z kolei zauważa, że dotąd niedemokratyczne zapędy PiS były hamowane przez sędziów, protesty uliczne i społeczność międzynarodową, zwłaszcza Unię Europejską.

„Le Monde”: PiS obiecał „państwo dobrobytu”

Czerwona kartka dla liberalnych elit – tak polskie wybory podsumowuje francuski dziennik „Le Monde”, pisząc, że PiS mobilizował najmniej uprzywilejowanych i mieszkańców prowincji, „broniąc wartości rodzinnych w obliczu rzekomej ideologii LGBT” i obiecując pieniądze.

„Jarosław Kaczyński, najbardziej wpływowy polityk w Polsce, podzielił społeczeństwo, atakując mniejszości seksualne i odrzucając zachodnie liberalne wartości, z milczącym błogosławieństwem wpływowego Kościoła katolickiego” – pisze „Le Monde”, dodając, że

PiS budował popularność na „populistycznej reakcji sprzeciwu wobec liberalnych elit” – co przypomina zjawiska na Zachodzie – i obiecując budowę państwa opiekuńczego dla wszystkich.

Dziennik wspomina też, że opozycja w ostatniej chwili dostała wsparcie laureatki literackiego Nobla Olgi Tokarczuk, która apelowała, by Polacy dokonali wyboru między „demokracją a autorytaryzmem”

„Die Presse”: Polacy wybrali wbrew Brukseli

„Zwycięstwo PiS pokazuje, że do wyborców nie dociera krytyka ze strony UE dotycząca stanu praworządności” – pisze austriacki konserwatywny dziennik „Die Presse”. Dlaczego? Gazeta na pierwszym miejscu wspomina propagandę mediów publicznych, które filtrują, spłycają i przekręcają wiadomości napływające z zagranicy. „Jeśli ktoś się nie postara, nie dociera do rzetelnych informacji – pisze dziennik.

„Poza tym wiele Polaków ma specyficzny stosunek do UE i Zachodu, kształtowany przez traumatyczną historię II wojny światowej i czasy powojenne. Gdy kraje starej Unii patrzą na historię integracji i pojednania jako na sukces, dla wielu Polaków wejście do UE jest jedynie kwestią zadośćuczynienia za krzywdy wyrządzone przez Sowietów i nazistów”

– pisze austriacki dziennik, podkreślając, że dla tych, którzy uważają, że ze względów moralnych Polsce należy się członkostwo w UE i związane z tym pieniądze, krytyka z Brukseli nie dociera.

Przypomnienie z 7 października 2019:
#Kaczyński i @MorawieckiM przedstawiają „piątkę” na pierwsze 100 dni nowego rządu: 13 i 14 #emerytura, kontrola stanu zdrowia Polaków powyżej 40. roku życia, mały #ZUS, budowa obwodnic i zrównanie dopłat polskich rolników z rolnikami z państw #UE

Kmicic z chesterfieldem

Wybory parlamentarne 2019 r. dla Jarosława Kaczyńskiego i jego partii przyniosły dotkliwą porażkę na Żoliborzu. W jego obwodzie Koalicja Obywatelska dostała 40 proc. głosów, Lewicy niewiele zabrakło, żeby przegonić PiS.

Po wyborach parlamentarnych 2019 r. od rana w poniedziałek wiszą wyniki w komisji nr 333 w szkole pożarniczej przy ul. Siemiradzkiego na Żoliborzu. Dzień wcześniej głosował tu prezes PiS Jarosław Kaczyński, który mieszka w pobliżu. Jego sąsiedzi, którzy tłumnie ruszyli do urny (frekwencja wyniosła aż 83 proc.), nie byli dla niego łaskawi.

Wyniki wyborów w Warszawie. Kidawa wygrywa, Kaczyński przegrywa

W obwodzie wyborczym prezesa Kaczyńskiego zdecydowanie wygrała opozycja. Koalicja Obywatelska zdobyła tu 40 proc. głosów. Liderka tej listy Małgorzata Kidawa-Błońska – 430, kolejne wyniki mają: Dariusz Rosati (33), Katarzyna Lubnauer (30), Dorota Łoboda (27) i Michał Szczerba (16).
PiS zgromadził 24,5 proc. głosów. Sam Jarosław Kaczyński znalazł poparcie ledwie u 266 sąsiadów. Następne wyniki na liście PiS mają: Mariusz Kamiński…

View original post 1 496 słów więcej

 

Dodaj komentarz