Wyborco! Przed wyborami Jarosław Kaczyński świadomie ukrył przed tobą wiele faktów, które do tej partii zniechęcały, bo podważały jej wizerunek ludzi o wyższym morale, czystych rękach i sumieniach.
Wyborco PiS, poparłeś swoją partię, bo uwierzyłeś jej liderom (np. marszałkowi Senatu Stanisławowi Karczewskiemu), że prezes NIK Marian Banaś jest krystalicznie czysty?
Bo uwierzyłeś prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu, że PiS uchwali ustawę, na podstawie której żona premiera Morawieckiego będzie zmuszona przed wyborami ujawnić swój majątek, a wcześniej również Morawieckiego?
Bo uwierzyłeś premierowi, że Kaczyński nie oszukał swojej rodziny, Austriaka Geralda Birgfellnera na 1,3 mln euro przy projektowaniu inwestycji dwóch srebrnych wież?
Jeśli im uwierzyłeś, to cię oszukali. Bo chcieli i mogli cię wykiwać.
Po pierwsze: Banaś nie jest krystalicznie czysty
Bo Banaś nie jest krystalicznie czysty, co PiS nader chętnie przyznaje po wyborach, choć w partii Kaczyńskiego i w rządzie Morawieckiego wiedzieli o tym przed wyborami. Ba, przed nominacją Banasia na ministra finansów (czerwiec 2019) i przed wyborem na prezesa NIK (sierpień 2019).
Bo Banaś nie jest krystalicznie czysty, co PiS nader chętnie przyznaje po wyborach, choć w partii Kaczyńskiego i w rządzie Morawieckiego wiedzieli o tym przed wyborami. Ba, przed nominacją Banasia na ministra finansów (czerwiec 2019) i przed wyborem na prezesa NIK (sierpień 2019).
Ale Kaczyński logicznie kalkulował, że tobie, wyborco PiS, ta wiedza może utrudnić zagłosowanie na nich. Bo wyszłoby, że nie tylko kłamcy mają brudne ręce, skoro na czele NIK postawili człowieka, na którego mają kompromaty
Wyborco Kaczyńskiego, prezes PiS chciał, byś tego przed wyborami nie wiedział.
Po drugie: obiecanej ustawy nie będzie szybko
Bo ustawy nakazującej ujawnienie żonie premiera Morawieckiego majątku nie zdołał PiS uchwalić szybko. Choć 21 maja prezes Kaczyński obiecywał ci, wyborco PiS, że „my jesteśmy gotowi w bardzo krótkim czasie uchwalić ustawę, na podstawie której będzie trzeba ujawniać majątki także małżonek, osób pozostających we wspólnym pożyciu oraz dorosłych dzieci”.
Chodzi nie o malutką działeczkę, a o 15 ha gruntów, które państwo Morawieccy kupili w 2002 r. za 700 tys. zł od Kościoła.
Jak pisała „Wyborcza”, eksperci od nieruchomości szacują, że już w 1999 r. ta działka miała być warta prawie 4 mln zł. Premier nie musiał wpisywać nieruchomości do oświadczenia, bo częściowo rozdzielił swój majątek i majątek żony.
Ba, wygląda na to, że Kaczyńskiemu udało się bardzo opóźnić wejście w życie tego prawa. Prezydent Duda przesłał ustawę po wyborach do podległego PiS Trybunału Konstytucyjnego, by ten ją tam trzymał tak długo, jak długo to będzie w interesie Kaczyńskiego. Duda mógł ustawę skierować do Trybunału, bo PiS w Sejmie, w trakcie prac nad ustawą, świadomie wpisał do projektu artykuły wątpliwe konstytucyjnie, np. dotyczące ujawniania majątku dorosłych dzieci polityków. Świadomie, bo opozycja właśnie przed tym przestrzegała.
Inna rzecz, że żona premiera nie potrzebuje ustawy, by swój majątek ujawnić. Gadanie o nowej ustawie to był tylko wybieg, by tego nie zrobiła. Morawiecka mogła to ujawnić w każdej chwili przed wyborami, bo nie ma prawa, które by jej tego zakazywało.
PiS zadbał o to, by prawo, które by jej to nakazywało, bardzo długo nie weszło w życie.
Ale Kaczyński logicznie założył, że gdybyś, wyborco PiS, przed wyborami poznał sytuację majątkową państwa Morawieckich, mógłbyś nie chcieć oddać głosu na PiS.
Po trzecie: niektórzy są ponad prawem
Wyborco PiS, uwierzyłeś, że prokuratura jest uczciwa i że nie ma dla niej ludzi ponad prawem? Jest. To prezes Kaczyński.
Prokuratura Kaczyńskiego nie przesłuchała, choć Birgfellner wprost oskarżył go o oszustwo. Kaczyński nigdy przed prokuratorem nie zaprzeczył. Bo by nie mógł. Birgfellner go bowiem nagrał i Kaczyński musiałby podważać swoje własne słowa. Prokuratura zrobiła wszystko, by nie postawić go w takiej sytuacji.
I zdecydowała o niewszczynaniu śledztwa z zawiadomienia Austriaka. Decyzja zapadła na dwa dni przed wyborami, wyszła na jaw tydzień po.
Kaczyński logicznie przyjął, że, wyborco PiS, mógłbyś na niego nie zagłosować, gdybyś wiedział, że prokuratura jest obrońcą z urzędu Kaczyńskiego, a nie stróżem praw oszukanego obywatela.
Wyborco PiS, tak, masz pełne prawo czuć się oszukany. Przed wyborami Kaczyński świadomie ukrył przed tobą wiele spraw, które do tej partii zniechęcały, bo podważały jej wizerunek ludzi o wyższym morale, czystych rękach i sumieniach.
Ale tak to jest, ludzie o nieuczciwych duszach oszukują.
„Kompromis” – to słowo, które wiceminister spraw zagranicznych Konrad Szymański powtarzał najczęściej, prezentując priorytety polskiej polityki zagranicznej w Unii Europejskiej
Najważniejszy wspólny cel państw europejskich to budowanie strefy bezpieczeństwa i dobrobytu – stwierdził Szymański, były europoseł, który w MSZ odpowiada za politykę europejską.
Przemawiając na inaugurację seminarium „Europa czasu przemian”, zorganizowanego przez resort spraw zagranicznych i Polski Instytut Ekonomiczny, nazwał potężnym błędem niedawną decyzję UE o nierozpoczynaniu negocjacji akcesyjnych z Macedonią Północną i Albanią, głównie z powodu oporu Francji. Minister mówił, że najbardziej antyeuropejskie stanowisko prezentują państwa, które sprzeciwiają się rozszerzeniu UE, wspólnemu rynkowi usług, stosują praktyki protekcjonalistyczne, a równocześnie kreują się na państwa skłonne do pouczania innych. Jako najważniejszy obszar z punktu widzenia Polski wskazał kwestie wspólnego rynku usług.
Kolejnym elementem jest polityka obronna Unii. Szymański stwierdził, że Polska jest państwem, które wspiera transatlantycką koncepcję bezpieczeństwa, ale działania NATO nie muszą być na kursie kolizyjnym z polityką Unii. Minister podkreślił, że kluczowe musi być wspólne określenie przez UE i NATO najważniejszych zagrożeń z południa i wschodu. Wezwał do stworzenia wspólnego Europejskiego Funduszu Obronnego, który wspierałby unijny przemysł obronny.
W sprawie zagrożenia migracją Polska jest skłonna poprzeć wzmocnienie Frontexu i wspierać politykę migracyjną Unii, a czerwoną linią jest wyłącznie zasada przymusowej relokacji uchodźców.
W kwestiach klimatycznych wiceszef MSZ przypomniał, że Polska nie poparła postulatu UE, aby do 2050 r. unijne państwa doprowadziły do gospodarki bezemisyjnej. Stwierdził, że w przypadku Polski pozbawionej elektrowni nuklearnych jest to niemożliwe, a tak ambitny cel doprowadzi do deindustrializacji wspólnej Europy. Zaznaczył, że Polska skłonna jest jednak przeprowadzać taką transformację energetyki i przemysłu, by działać w kierunku gospodarki bezemisyjnej.
Pytany o pomysł nowej szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, aby dążyć do wprowadzenia europejskiego dochodu gwarantowanego, stwierdził, że Polska będzie takim rozwiązaniom przeciwna, bo polityka socjalna leży w zakresie poszczególnych państw. Zaznaczył jednak, że prowadzona w ostatnim czasie polityka socjalna stała się istotnym argumentem w Europie przeczącym tezie, że Polska chce konkurować na kontynencie niskimi płacami.
Minister nie poruszył kwestii praworządności. Pytany o to przez „Wyborczą” odparł, że nie jest to ani agenda polityki unijnej, ani polskiej, ale incydent we wzajemnych relacjach, „który niestety nie może się zakończyć”.
– Orzekam 30 lat i takiej sytuacji nie pamiętam. Kategorycznie żądamy od policji wyjaśnień i wyciągnięcia konsekwencji – mówi rzecznik poznańskiego sądu Aleksander Brzozowski. We wtorek policjanci chcieli wylegitymować na sali rozpraw sędzię Beatę Woźniak. Ta odmówiła okazania dowodu osobistego.
Sędzia Beata Woźniak orzeka w Wydziale Cywilnym Odwoławczym Sądu Okręgowego w Poznaniu. We wtorek w gmachu przy ul. Hejmowskiego wydawała wyrok w sprawie dotyczącej alimentów. Mężczyzna, który przegrał w pierwszej instancji, złożył apelację. Sąd okręgowy ją oddalił.
W trakcie ogłaszania wyroku mężczyzna wyszedł z sali rozpraw, bo poczuł się znieważony jego uzasadnieniem.
Sędzia: Weszli pewnie, uzbrojeni, ubrani na czarno
Jak ustaliła „Wyborcza”, mężczyzna wezwał policję, prosząc o interwencję w sądzie. Mimo że znieważenie to przestępstwo ścigane z oskarżenia prywatnego (trzeba złożyć w sądzie prywatny akt oskarżenia), a w budynku sądu na stałe znajdują się już funkcjonariusze policji sądowej, na miejsce wysłano radiowóz.
– Policjanci stanęli przed sądem z włączonymi kogutami. Sędzia Woźniak prowadziła w tym czasie już kolejną rozprawę. Policjanci wtargnęli do sali i chcieli wylegitymować sędzię. Żądali od niej dowodu osobistego. Sędzia odmówiła – opowiada nam, zastrzegając anonimowość, jeden z poznańskich sędziów.
Tę relację potwierdza rzecznik poznańskiego sądu Aleksander Brzozowski: – Policjanci wtargnęli do sali, ale zostali z niej wyproszeni. Po chwili wrócili z mężczyzną, który ich wzywał. I wtedy zażądali od sędzi dokumentów. Chyba nie wiedzieli, gdzie się znajdują. Sala sądowa to nie bazar, żeby jechać na interwencję i robić jakieś rozpytania.
O sprawie napisał też na zamkniętym profilu na Twitterze inny poznański sędzia. „Policjanci oświadczyli, że przyjechali na interwencję, bo strona [procesu] zawiadomiła, że podczas uzasadnienia wyroku została znieważona przez sędziego. Policjanci wyrazili zdziwienie, że przełożeni kazali im interweniować. Poza tym zaznaczyli, że pierwszy raz są na takiej interwencji. Miałem wrażenie, że to się nie dzieje, ale się działo. Wkroczyli pewnie, uzbrojeni, ubrani na czarno podczas kolejnej sprawy”.
Policja wchodzi do sądu. Sędziowie: Przekroczona kolejna granica
Jak dowiadujemy się nieoficjalnie, sędzia Beata Woźniak opisała zdarzenie w notatce, którą przekazała prezesowi sądu okręgowego.
Od poznańskich sędziów słyszymy, że są tą sytuacją oburzeni. – Od zapewnienia bezpieczeństwa i porządku na terenie sądu, a także od reagowania na ewentualne łamanie prawa jest policja sądowa. Jeśli patrol już przyjechał, to nie powinien być wpuszczony do sądu, a interwencję powinna przejąć policja sądowa. Inna rzecz, że w ogóle nie było podstaw do interwencji – podkreśla jeden z naszych rozmówców.
– Sąd nie jest eksterytorialny, więc teoretycznie policja może tu przysłać patrol z miasta. Ale przy wejściu do sądu są funkcjonariusze policji sądowej. Powinni przejąć sprawę i powiadomić prezesa sądu – podkreśla sędzia Aleksander Brzozowski.
Jeśli mężczyzna wzburzony uzasadnieniem wyroku czuje się znieważony, ma prawo wystąpić z prywatnym aktem oskarżenia lub cywilnym pozwem o ochronę dóbr przeciwko sędziemu. Jako strona procesu znał imię i nazwisko sędziego, więc tym bardziej policja nie musiała przyjeżdżać. – A skoro już przyjechała, to mogła pouczyć mężczyznę, jakie ma prawa – mówi Brzozowski.
– Została przekroczona kolejna granica. Oczywiście, to może być wynik tylko czyjejś głupoty, ale nie można wykluczyć też celowego działania, by nas zastraszać – mówią nam sędziowie.
Rzecznik sądu Aleksander Brzozowski: – Wystąpimy do komendanta policji. Kategorycznie żądamy wyjaśnień i wyciągnięcia konsekwencji.
Policja przeprasza sędzię
Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji, wyjaśnia, że mężczyzna zadzwonił do komisariatu na Starym Mieście, rozmawiał z oficerem dyżurnym. Według adnotacji w policyjnym systemie zgłosił awanturę pod salą rozpraw. – Dyżurny wysłał tam patrol. To było dwóch młodych policjantów z 3-letnim stażem służby. Mężczyzna powiedział, że został obrażony podczas rozprawy. Policjanci weszli na salę rozprawę, ale sędzia poprosiła ich o wyjście. Już po rozprawie zaprosiła ich do środka. Rzeczywiście chcieli wylegitymować sędzię, która odmówiła okazania dowodu, powołując się na sędziowski immunitet – mówi Borowiak.
– Policjanci nie mieli złych intencji. Sami przyznają, że pierwszy raz znaleźli w tego typu sytuacji. Nie powinni byli tak postąpić, dlatego pani sędzi należą się przeprosiny – dodaje Borowiak. Zapowiada, że policja przeprowadzi postępowanie wyjaśniające i jeśli będą ku temu podstawy, to wyciągnie konsekwencje.
Nie jest jasne, dlaczego oficer dyżurny, mając informację o rzekomej awanturze w sądzie, nie skontaktował się z policją sądową. – Mógł przekazać im taką informację albo poinformować dyżurnego komendy miejskiej – przyznaje Andrzej Borowiak.
W państwie PiS, Policja wezwana przez podsądnego, wkracza z bronią na salę rozpraw i próbuje legitymować sędzię. To nowy pomysł na wymiar sprawiedliwości? Po co sędziowie? Niech orzekają sami policjanci, najlepiej z odbezpieczoną bronią.
Kmicic z chesterfieldem
Partia Jarosława Kaczyńskiego boi się wyborów prezydenckich. Ale już widać, w jaki sposób będzie walczyć o drugą kadencję dla Andrzeja Dudy.
Wbrew oficjalnemu optymizmowi PiS boi się, że przegra wybory prezydenckie wiosną 2020 r. Bo w wyborach parlamentarnych opozycja zdobyła więcej głosów niż PiS, a podczas prezydenckich mobilizacja elektoratów nie osłabnie. Dla opozycji zdobycie prezydentury będzie ostatnią szansą, by powstrzymać władzę Jarosława Kaczyńskiego. Dla PiS przegrana to paraliż i demontaż autokratycznego państwa. Taka mobilizacja daje większe szanse opozycji, PiS nie przyciągnie bowiem kolejnych rzesz wyborców.
Nie pocieszają też rządzących sondaże prezydenckie. Wprawdzie większość z nich wskazuje na zwycięstwo prezydenta Dudy, ale są one przeprowadzane w warunkach, gdy nie ma jeszcze oficjalnych kontrkandydatów, a kampania dopiero się rozkręca. Duda wygrywa, bo jest na razie jedynym oczywistym kandydatem na ten urząd. Ale wygrywa ledwo, ledwo, co powinno PiS niepokoić. W 2014 r., kilka miesięcy przed wygraną Dudy, prezydent Komorowski miał w podobnych…
View original post 3 176 słów więcej