Kaczyński do dziennikarzy: mordy w kubeł

Ogłoszony w ostatnich dniach program Prawa i sprawiedliwości wywołał wielkie emocje. Jednym z bardziej kontrowersyjnych punktów okazał się postulat uregulowania przez obóz władzy zawodu dziennikarza. Władza pod pretekstem walki z “reliktami PRL” zdecydowała się bowiem na wprowadzenie specjalnej ustawy w tej sprawie. W programie partii zapisano, że wynika ona z odpowiedzialności i zaufania, jakim cieszy się zawód dziennikarza: “Wprowadziłaby ona rozwiązania podobne do tych, jakie mają inne zawody zaufania publicznego, np. prawnicy lub lekarze. Głównym celem zmiany powinno być utworzenie samorządu, który dbałby o standardy etyczne i zawodowe, dokonywał samoregulacji oraz odpowiadał za proces kształtowania adeptów dziennikarstwa“.

Do powyższego obrazu trzeba dodać także zapowiedź, że możliwe jest całkowite wykreślenie z Kodeksu karnego art. 212, który daje możliwość skierowania prywatnego aktu oskarżenia za zniesławienie wobec dziennikarza. Miałoby to w zamyśle służyć temu, aby “powstała gwarancja nie nadużywania mechanizmów medialnych w sposób nieetyczny”. Politycy zapierają się oczywiście, że “ustawa ta nie będzie jednak w żadnym stopniu ograniczać zasady otwartości zawodu dziennikarza”.

Co kryje się za tym pomysłem

Ciężko jednak uwierzyć w dobre intencje polityków. Rząd nie wprowadziłby zupełnie nowej ustawy, jeśli nic nie miałoby się przecież zmienić. Deklaracja tego rodzaju jest niestety traktowaniem wyborców jako osób nie myślących racjonalnie. Osobna ustawa oznacza bowiem to, że wszystko co obecnie znajduje się w prawie na temat zawodu dziennikarza nie pozwala na wdrożenie wizji autorstwa obozu władzy, stąd praktycznym wyjściem jest stworzenie osobnego aktu prawnego. Zmieni się zatem wiele, prawdopodobnie w niesamowicie niebezpieczną stroną, ku czemu są bardzo poważne przesłanki.

PiS mówi bowiem o samorządzie dziennikarskim, który oceniałby etykę innych dziennikarzy. Mamy zatem dwa scenariusze. Pierwszy z nich, rzeczywiście powstaje Izba Dziennikarska, która zrzesza członków zawodu, którzy reprezentują sformułowany jasno kodeks etyczny. Wówczas jednak taki organ powinien nie wpuścić do swojego grona dziennikarzy TVP, Sieci, wPolityce.pl, a także już nieprorządowych, ale dalej fake newsowych portali typu Pikio.pl. Na taki ruch jednak nie ma ze strony władz szans, zatem w samorządzie znajdzie się Tomasz Sakiewicz od “stref wolnych od LGBT” i fake newsów smoleńskich czy pracownicy TVP nasyłający drony na dom Tomasza Lisa w celu szukania haków. Jeśli zatem postawy tych wszystkich osób będą zgodne z pisowskim kodeksem etyki, to łatwo sobie wyobrazić jak bardzo niewiele wspólnego z etyką będzie miał ten ostatni.

Ciężko mieć również złudzenia, że jeśli nie o etykę chodzi, to co gra w głowie polityków? Jeśli PiS stworzy korporację dziennikarską, w której upcha wszystkich swoich zaufanych dziennikarzy, którzy zbiegiem okoliczności będą mieli większość głosów w takim organie i jego władzach, to rząd będzie mógł rozpocząć wydawanie prawa wykonywania zawodu dziennikarza. Tym samym komentować działań władzy nie będzie można w praktyce bez zgody władzy. To znaczy, oczywiście dalej będzie można prowadzić np. bloga na YouTube, ale na żadną konferencję rządową, czy na teren Sejmu już wstępu się mieć nie będzie. Na ten ostatni potrzeba zdobyć przecież akredytacje dla dziennikarzy, której “nielegalnym” dziennikarzom można odmówić.

Daleko od dobrych wzorców

Analogicznie do propozycji władzy działa samorząd lekarski. System praw wykonywania zawodu i sądów koleżeńskich połączonych z jasnym kodeksem etyki sprawiają, że w zawodzie lekarza nie ma miejsca na szarlatanów i oszustów. Jednak jest poważna różnica między środowiskiem lekarskim, które dba o swoją reputację, a dziennikarzami TVP, Sieci czy Gazety Polskiej. Ci bowiem nie są podmiotami niezależnymi, a jedynie wykonawcami poleceń z góry. 3

Żaden zawód sformowany ustawowo w korporację nie posiada tak scentralizowanego mechanizmu hierarchicznej kontroli jaki posiada dziś PiS nad pozarządowymi mediami (jest przecież fizycznie współwłaścicielem części tytułów – np. Gazeta Polska). Niezależność takiej Izby Dziennikarskiej byłaby zatem na poziomie nowej Krajowej Rady Sądownictwa i tego wzorca zdaje się chcą trzymać rządzący.

Czasy bezkarnego hejtu dziennikarzy?

Widać zatem wyraźnie, że plan repolonizacji mediów zawiódł, przez co władza szuka nowego sposobu, który pozwoli jej zamknąć usta oponentom. Wskazuje na to także fakt, że w warunkach rozdawanych rządowych legitymacji dziennikarskich zniesienie art. 212, który daje możliwość skierowania prywatnego aktu oskarżenia za zniesławienie wobec dziennikarza oznacza, że hejt ze strony prorządowych mediów będzie bezkarny. Dziś bowiem media te kłamią, ale stosują rożne triki prawne, aby widz zrozumiał przekaz, a sąd nie miał możliwości ukarania dziennikarza. Bez bata w postaci konsekwencji personalnych nic nie stoi na przeszkodzie, aby bezczelna nagonka na przeciwników rządu w oparciu o np. akta personalne i sprawy rodzinne stała się na porządku dziennym nie w wykonaniu anonimowych trolli internetowych, ale gwiazd wieczornych “Wiadomości”.

Propozycja PiS zatem idzie w kierunku państwa totalnego, które będzie nie tylko kontrolowało instytucje publiczne, prokuratury i sądy, ale nawet informacje, które mają prawo dotrzeć do uszu obywatela.

Program PiS tutaj czytaj >>>

Jedna myśl na temat “Kaczyński do dziennikarzy: mordy w kubeł

  1. Do przemyślenia…

    Bogdan Miś: Tajemnicze uwagi o dziennikarstwie

    16.09.2019

    Dotarłem do dziwnego tekstu. Oto on. Wygląda jak jakiś stenogram z instruktażu. Jakbym to kiedyś słyszał…

    Zacznijmy od krytyki. Więc, towarzysze, może ona być konstruktywna – albo nie. Jak zobaczycie jakieś zło i je opiszecie – to jest krytyka. Ale jeśli na tym sprawa się skończy – to nie jest krytyka konstruktywna. Bo czemu takie ujawnienie zła służy? Z jednej strony – niby ostrzega, piętnuje, zapobiega podobnym sytuacjom na przyszłość. Informuje. Ale z drugiej strony mówi to ludziom, że nasza partia tego zła nie dostrzegła. Że błądzi. Czyli obiektywnie – to nam szkodzi. I my taką krytykę zdecydowanie odrzucamy. Bo czysta informacja, to – towarzysze – bardzo często z politycznego punktu widzenia dezinformacja.

    Bo popatrzmy na sprawę inaczej. Skąd, towarzysze, wiecie, to co wiecie? A może partia wie o wszystkim, ale prowadzi subtelną grę i czeka cierpliwie, by sprawcy tego zła obnażyli się do końca? By ujawnili sojuszników – naszych wrogów? Wtedy wasz krytyczny tekst wszystko może zepsuć…

    A jeśli partia rzeczywiście nie wie – to znaczy, że wy, prosty skrobipiórek, mówicie: ja wiem lepiej niż towarzysze z władzy. To zaś jest wszak niemożliwe, jednostka nie może wiedzieć lepiej. To dowodzi tylko i jedynie waszej próżności. Zarozumialstwa. A my takich dziennikarzy nie chcemy.

    Więc dziennikarz, który rozumie swoją misję jako żołnierza naszej partii, który jest świadomy i ideologicznie wyrobiony – zobaczywszy zło nie ograniczy się do opisania go. Więcej: nie będzie się z tym spieszył. Pójdzie z tematem do instancji partyjnej, przedstawi go, poprosi o ocenę. Da partii szansę zareagowania. Bo – nie oszukujmy się – rzadko, bo rzadko, ale partia jednak też błądzi. Bo partia to ludzie, a ludzie bywają omylni. Ale naród nie powinien o tym wiedzieć. Naród musi mieć pozytywne wzory, ufać – rozumiecie? A wy chcecie to zaufanie poderwać. Tak jest obiektywnie, niezależnie od waszych intencji.

    Ale i to mało. Dobry, zaangażowany dziennikarz nie tylko widzi zło. On musi – a co najmniej: powinien – wiedzieć, jak to zło usunąć. I idąc ze swoim tematem do instancji partyjnej, powinien jej przedstawić swoje propozycje naprawy. Tylko wtedy jego krytyka zasługuje na nazwę konstruktywnej. I tylko taką krytykę możemy akceptować, towarzysze.

    Oczywiście, towarzysze, nie będziemy takich zachowań na was wymuszać administracyjnie. Nasza partia nie jest od tego. Nasza partia liczy na waszą samoświadomość i samorządność. Ona tylko wskazuje kierunki. A tu kierunek jest taki: zorganizujecie się, towarzysze. Będziecie mieli własny samorząd, który poprowadzi odpowiednie szkolenia i zdecyduje o przyznaniu wam uprawnień do pisania czy posługiwania się kamerą, czy mikrofonem. Bo powiedzmy wyraźnie: do czego by prowadziło, gdyby nikt o takie uprawnienia nie pytał? Publikowałby – kto chce, a to przecież nazywa się woluntaryzm i anarchia.

    Bo, towarzysze, wolność słowa – to wolność świadomego słowa, a nie gadanie czy pisanie co się komu zachce i gdzie mu się spodoba.

    I ten wasz samorząd, towarzysze, będzie mógł każdego z tego tak ważnego i odpowiedzialnego społecznie zawodu wykluczyć, na stałe – lub czasowo. To się będzie nazywało zakaz publikacji.

    Mówicie, że to będzie niedozwolona cenzura? Ależ skąd, przecież nie powołamy żadnej instytucji, która by przed publikacją czytała wasze teksty. Co innego po publikacji, bo to już jest praca badawcza, której wyniki naturalnie będą dla nas użyteczne politycznie i mogą posłużyć do udzielenia odpowiednich życzliwych rad i wskazówek samorządom. Ale o cenzurze mowy nie ma.

    Zastrzegamy sobie tylko jedno: nie może być tak, że wy sobie sami wybierzecie ten samorząd. Muszą w nim zasiadać – i to z głosem decydującym — reprezentanci suwerena, bo w przeciwnym wypadku stalibyście się przecież jakąś nową kastą. Bo u nas nie ma i nie może być nietykalnych; lud lub jak wolicie suweren, decyduje – oczywiście, w porozumieniu z konstytuującym naszą tożsamość Kościołem katolickim – o wszystkim.

    Tak nam dopomóż Bóg.

    I – żebyście nie mieli wątpliwości – ta instrukcja została zatwierdzona. Czy muszę wam mówić przez kogo? Z pewnością – nie. Przecież jesteście świadomymi bojownikami naszej świętej sprawy…

    Polubienie

Dodaj komentarz