Opozycja zreformowana to PiS przegrany

Gdy wiele miesięcy temu Donald Tusk zaapelował do sił polskiej opozycji parlamentarnej i pozaparlamentarnej, by zawrzeć ponadpartyjny pakt na rzecz odbicia izby wyższej Parlamentu, wielu obawiało się czy jest to możliwe. Dziś już wiemy, że się udało i zjednoczonej opozycji udało się odbić Senat. Jak wynika z najnowszych informacji, przeciwnicy partii Jarosława Kaczyńskiego będą w niej mieli co najmniej 51 senatorów, co oznacza utratę możliwości błyskawicznego przepychania ustaw nocą, wzrost znaczenia zmarginalizowanej w ostatnich czterech latach izby i co najważniejsze, kończy jedynowładztwo partii z ul. Nowogrodzkiej w Warszawie.

W izbie wyższej Parlamentu najprawdopodobniej narodzi się także nowy lider opozycji, a marszałek Senatu, formalnie trzecia osoba w państwie bardzo mocno zyska na znaczeniu. To fatalna wiadomość dla stającego do nieuniknionych rozliczeń wewnątrz swojej partii Grzegorza Schetyny. Spory ból głowy wywołuje zapewne też u Jarosława Kaczyńskiego.

Jak opisywał portal 300polityka.pl kontrolowany przez opozycję Senat zapewne maksymalnie wykorzystywałby konstytucyjny termin, odrzucając kontrowersyjne ustawy – np. kolejny etap zmian w sądownictwie, o czym słychać w kuluarach czy dekoncentrację mediów – w ostatnim możliwym terminie. Po 30 dniach ustawa wracałaby do izby niższej, która musiałaby zebrać się, by odrzucić veto Senatu. Konstytucja mówi: Uchwałę Senatu odrzucającą ustawę albo poprawkę zaproponowaną w uchwale Senatu, uważa się za przyjętą, jeżeli Sejm nie odrzuci jej bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów.

Samo opóźnienie w procesie legislacyjnym to nie wszystko. Internauci zauważyli, że znacznie większym problemem dla ekipy “dobrej zmiany” mogą być kompetencje nominacyjne Senatu, od poważnych utrudnień w przeforsowaniu choćby swojego Rzecznika Praw Obywatelskich poczynając.

Należy się więc spodziewać, że nie tylko w Sejmie, gdzie wciąż waży się samodzielna większość, ale także w Senacie lada moment rozpocznie się polowanie na potencjalnych sprzedawczyków, którzy w zamian za intratne stanowiska w administracji rządowej mogą chcieć zmienić barwy partyjne na korzyść Zjednoczonej Prawicy. Nawet jeśli to się uda (szanse niestety PiS ma spore) to jednak marzenia o zmianie Konstytucji prezes Kaczyński musi odłożyć na wysoką półkę. A to chyba boli go najbardziej.

– Nie dziwi mnie, że wyborcy nie chcieli głosować na Grzegorza Schetynę, polityka, który kroczy od porażki do porażki – mówi Władysław Frasyniuk.

Beata Maciejewska: – Wygrana opozycji we Wrocławiu była do przewidzenia, ale wynik Grzegorza Schetyny, lidera najsilniejszej partii opozycyjnej, jest już sensacją. Wyraźnie przegrał z „jedynką” listy PiS, Mirosławą Stachowiak- Różecką, która nie jest szerzej znana. Dziwi to Pana?

Władysław Frasyniuk: – Dziwi?? Że wyborcy nie chcieli głosować na polityka, który kroczy od porażki do porażki? Nie dziwi.

Ci, którzy chcieli głosować na KO, wybierali Małgorzatę Tracz z Zielonych albo Michała Jarosa – oboje dostali po ok. 30 tys. głosów, a Schetyna tylko 66 tys. Małgorzata Tracz jest obecna na wszystkich wrocławskich demonstracjach, dostała premię za obywatelskie zaangażowanie i za tematykę, którą się zajmuje – ludzie zaczęli rozumieć, że ekologia nie jest lewackim wymysłem i że trzeba mieć kwalifikacje do zajmowania się tymi problemami.

A Michał Jaros swój wynik „wykleił” plakatami i spotkaniami z wyborcami. Wywalczył mandat własną aktywnością, a nie programem. Bo przecież żadnym przekazem krajowym nie mógł się podeprzeć. Żadnym chwytliwym hasłem budzącym emocje u wyborcy.

Pana emocje i bez haseł zostały obudzone. Zdenerwował się Pan?

– Nie jestem zdenerwowany, jestem wk…ny. Na opozycję, że nie miała żadnej oferty, za to demonstrowała kompleks Kaczyńskiego i tańczyła, jak prezes PiS im zagrał. A na dodatek nie prowadziła kampanii wyborczej. Sztabowcy cztery lata grzali ławy w opozycji, a na ostatniej prostej okazało się, że nie mają żadnych pomysłów. Wystawili Kidawę-Błońską, która trzy dni milczała, a jak się wreszcie odezwała, okazało się, że niewiele ma do powiedzenia. Kampanię kreowali dziennikarze, ujawniając kolejne afery, a politycy streszczali tylko własnymi słowami to, co napisały gazety.

Na komentatorów politycznych, którzy nie wołali, że „król jest nagi” i nie byli w stanie wywrzeć presji na liderów, żeby podnieść im poprzeczkę. Było źle w czasie wyborów do PE? Było, ale lepiej nic nie zmieniajmy, bo będzie jeszcze gorzej.

Na impotencję intelektualną i poczucie zadowolenia, które opanowało opozycyjne partie. Okazuje się, że wszyscy wygrali! To musi wywoływać depresję u obywateli. „Jest zaj…cie, właśnie dostałem mandat”. Gdzie w tym jest odpowiedzialność za Polskę?

Na Grzegorza Schetynę też jest Pan wkurzony?

– A jak mam przyjąć spokojnie fakt, że na przykład odmówił udziału w debatach, bo nie występował w nich Jarosław Kaczyński? Debaty nie są po to, żeby politycy ze sobą dyskutowali, ale żeby rozmawiali z obywatelami. Władysław Kosiniak-Kamysz wystąpił i PSL dostał premię.

Ale opozycja odbiła jednak Senat, pakt zadziałał.

– Nie widziałem żadnego paktu, tylko partykularne interesy partyjne. Pakt jest wtedy, gdy wychodzą wszyscy kandydaci, liderzy stają za plecami i mówią: oni są nasi, będziemy ich wszyscy wspierać. A Schetyna złamał tę umowę, wspierając w Łodzi byłego szefa NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego, choć opozycja wystawiła rekomendowaną przez SLD prof. Małgorzatę Niewiadomską-Cudak. Wszedł Kwiatkowski, ale wygrał z kandydatem PiS tylko o włos. Głosy się rozbiły na dwóch kandydatów.

Wyniki wyborów 2019

Na Dolnym Śląsku mamy remis, cztery dla opozycji i cztery dla PiS. Ale walka była zacięta, Bogdan Zdrojewski wygrał z Jarosławem Obremskim o włos. Mówiło się, że jak zrobi dobry wynik, będzie mógł pokonać Schetynę w partyjnych wyborach. Grzegorz zrobił już swoje, Grzegorz musi odejść?

– Mnie, wyborcę, przestało to interesować. Albo członkowie Platformy znajdą odwagę, siłę i postawią na zmianę pokoleniową, albo Platformy nie będzie. Muszą mieć świadomość, że jeśli tego nie zrobią, to ich wyborcy przejdą do lewicy albo wymuszą stworzenie liberalnego centrum, bo jest na to przestrzeń. Przypominam, że czterdziestolatkowie to grupa najaktywniejszych wyborców i musi mieć swoją własną reprezentacje polityczną.

Coś się jednak zmieniło na scenie politycznej – Lewica wchodzi do Sejmu, PSL z Kukizem zaczyna się odbudowywać. Co gorsza, wchodzi też Konfederacja, na Dolnym Śląsku mandat zdobył Krzysztof Tuduj, wiceprezes Ruchu Narodowego. Startował już w wyborach europejskich, chciał jechać do Brukseli z hasłem „Polexit”, teraz będzie swoje egzotyczne pomysły testował na krajowym podwórku, w towarzystwie Grzegorza Brauna. Nie boi się Pan?

– Pozytywne jest to, że skończył się duopol, wszystkie partie muszą zredefiniować swoją strategię polityczną i sposób komunikowania się z wyborcami. Mam nadzieję, że ta przewaga opozycji w Senacie przywróci myślenie polityczne, wymusi debatę między Sejmem a Senatem i zmusi do zmiany strategii.

Grzegorz Schetyna przestał być sumieniem narodu, będzie czuł w parlamencie presję lewicy. Oczywiście, jeśli lewica wprowadzi przede wszystkich starą eseldowską gwardię, która lubi się układać, ta presja będzie mniejsza. Ale nikt nie ma chyba wątpliwości, że idzie zmiana pokoleniowa. Z kolei Jarosław Kaczyński będzie miał po prawej stronie Konfederację, która na pewno postawi go w trudnej sytuacji, definiując na nowo pojęcie „prawdziwego patriotyzmu”.

Konfederacja ma już struktury, a teraz dostanie trybunę i mikrofon. Oni są groźniejsi, niż nam się dzisiaj wydaje.

Ale za rok mamy jeszcze jedną szansę na zmianę – wybory prezydenckie.

– Proszę tak nie mówić, boję się, że zaraz zabrzmi stadionowy chór: Polacy, nic się nie stało. Albo: Wygramy to. No cóż, żyjemy w katolickim kraju, nawet niewierzący wierzą w cuda.

– Jeżeli partia robi się towarzystwem wzajemnej adoracji w wąskim gronie, to wyborcy na pewno oceniają to negatywnie – Elżbieta Łukacijewska, polityczka PO z Podkarpacia i europosłanka, mówi w rozmowie z naTemat o największych błędach Platformy Obywatelskiej w tej kampanii. Jej zdaniem, aby partia zaczęła odnosić sukcesy, konieczna jest zmiana jej lidera. Łukacijewska zwracała uwagę na złe posunięcia PO po wyborach do europarlamentu, kiedy to odniosła sukces nie czekając na wsparcie liderów ugrupowania.

Niektórzy tak. W wielu miejscach, także na Podkarpaciu, kandydaci powielali taką kampanię jaką zrobiłam ja, czy jaką zrobił Bartosz Arłukowicz, ale to były indywidualne działania. Odnoszę niestety wrażenie, że sztab PO został powołany, ale jego decyzje chyba nie były samodzielne. Myślę, że i tak wszystko było konsultowane w wąskim gronie.

W tej ogólnopolskiej kampanii zabrakło nowoczesności. Zabrakło energii, uderzenia do młodych ludzi. Małgosia Kidawa-Błońska trochę za późno została ogłoszona premierem. Jak się ogłasza coś takiego i zmienia się całkowicie styl, to przewodniczący powinien się schować, a się nie schował, więc dla wielu wyborców ta zmiana nie była wiarygodna.

Zwracała pani uwagę po wyborach do europarlamentu, że może warto postawić na kobiety. Ale mam wrażenie, że liderzy PO stoją w rozkroku: trochę chcemy tej zmiany, a trochę jednak nie.

Wystarczy popatrzeć ile kobiet było na pierwszych miejscach, ile było na drugich. U mnie w jednym z okręgów kobieta była dopiero na 3 miejscu. Tak się nie robi, jeżeli mówi się o tym, jak ważne są kobiety.

Można było dać ich więcej na jedynki. Szkoda, że tak nie zrobiono. Poza tym zawsze jest źle – a mówię to na przykładzie mojego okręgu – jeżeli ktoś, kto ma jedynkę, robi wszystko, aby w pobliżu nie było silnych osób, wtedy mamy mandat ale nie mamy dobrego wyniku.

Ludzie, którzy nie czują wspólnoty z liderami, którzy są zostawieni sami sobie, są rozczarowani, nie robią kampanii i nie uzyskują głosów. Wystarczy porównać wyniki kandydatów z list KO i PiS.

Największe błędy Platformy Obywatelskiej w tej kampanii?

W PO brakuje wyraźnego przekazu, co tak naprawdę myślimy np. o rozdzieleniu Kościoła od państwa, co myślimy na temat religii w szkołach, co myślimy o reformie zdrowia. Ludzie lubią jasny zwięzły przekaz, a nasz był rozwodniony. Proszę spojrzeć na Lewicę. Oni nie bali się mówić zdecydowanie i jasno, więc Ci którzy się wahali jednak wybrali Lewicę.

Cały czas jest też zbyt mało nowych ludzi. Uważam – biorąc pod uwagę oceny, sugestie i komentarze, a także rozmowy, które odbyłam podczas kampanii do PE, kiedy przejechałam i przeszłam wiele kilometrów – że niestety Grzegorz Schetyna nie jest liderem, który przyciąga wyborców do partii, a czasami wręcz zniechęca swoich.

Czego mu brakuje?

Kiedy spotyka się pani z człowiekiem, to jego mimika i jego postawa albo powodują, że człowiek mówi: „Wow, na niego zagłosuję”, albo odpychają. Lubię Grzegorza i wiem, że był bardzo sprawny jako sekretarz, w najlepszych czasach PO, jednak jako lider chyba nie poprowadzi partii do zwycięstwa.

Wyniki tego wąskiego trzonu, który podejmuje decyzje, pokazują, że czas takich polityków się kończy.

Mówimy o Grzegorzu Schetynie, Sławomirze Neumannie?

O Schetynie, Neumannie, Tyszkiewiczu. To jest ta grupa, która podejmuje decyzje i która dostała bardzo słabe poparcie wyborców.

Wielu wyborców twierdzi, że politycy PO są oderwani od rzeczywistości. Żyją w wielkomiejskich bańkach i nie widzą problemów i priorytetów ludzi np. z Podkarpacia, czy z Warmii i Mazur.

Po pierwsze, jeśli szef jest otoczony bardzo wąską grupą ludzi, którzy nie są miarodajnymi informatorami na temat rzeczywistości, oraz jeśli tzw. baronowie lub ich grupa ma wpływ na decyzje, miejsca, ludzi, to tworzy się układ niesprzyjający obiektywnej ocenie rzeczywistości. Po drugie, jeśli nie mamy sprecyzowanego swojego wyborcy albo nie komunikujemy odpowiednio, wtedy trudno liczyć na sukcesy.

I po trzecie jeżeli nie ma rozliczania z wyników, tylko jest poprawianie sobie humorów, to nigdy nie będzie dobrze. Wiec jeżeli czytam, że opozycja nie powinna się rozliczać to mnie to już zaczyna śmieszyć. Jeżeli dzisiaj nic nie zmienimy, jeśli dziś nie postawimy na nowych ludzi i na nowe twarze, młode twarze, na nowych liderów w regionach, to umówmy się, że nie ma co liczyć na sukces.

To są trzecie przegrane wybory. Przegraliśmy samorządowe, przegraliśmy europejskie, które powinniśmy wygrać, i teraz też przegrywamy. Pierwsze co się nasuwa na myśl to konieczne zmiany.

To oznacza, że Grzegorz Schetyna nie potrafi zrozumieć, że nie jest najważniejszy?

Jeżeli ktoś mówi, że ważna dla niego jest Polska, a jednocześnie traci członków, wyborców i przegrywa, to powinien podporządkować swoje prywatne ambicje pod nadrzędne wartości.

Wiem, że to nie jest łatwe i proszę mi wierzyć, że przykro mi to mówić, bo chciałabym, aby szef był tą osobą, która motywuje do działania, wygrywa. Jednak każdy w PO, kto spotyka się z ludźmi, słyszy ze wszystkich stron: Zmieńcie lidera. Zmieńcie liderów. Dlaczego ten Schetyna? Zmieńcie go. On źle działa.

Trzeba schować partykularne interesy?

Tak i tych baronów trochę też pogonić.

Kogo ma pani na myśli?

Wszędzie, gdzie myśmy przegrali, gdzie straciliśmy poparcie, gdzie ono jest mniejsze albo gdzie straciliśmy województwa, jeżeli chcemy być partią europejską, to obecni liderzy powinni zachować się honorowo i zrezygnować.

Chciałabym aby taka była PO, bo jest w niej wielu wspaniałych ludzi, i kobiet i mężczyzn. Mam nadzieję, że będą mieli odwagę wprowadzić zmiany, że to nie osłabianie, że będą wiedzieli, że nie są one skierowane przeciwko komuś. Przecież żadna demokratycznie działająca partia po 3 przegranych z rzędu, nie pozwoli sobie na to, aby nadal kierowała nią ta sama osoba. To dotyczy także liderów w regionach.

PO ma problem, bo elektorat centro-lewicowy w części trafił do Lewicy, część centro-prawicowego zagarnął PSL. Może problemem jest to, że część polityków platformy nie wiedziała, o kogo tak naprawdę zabiega?

Z pewnością. Naszym błędem było także niechodzenie do telewizji publicznej. Mówiłam, że jeżeli nie chodzimy to nikt nas nie usłyszy, a przecież w małych środowiskach ogląda się głównie TVP. Błędem było, że lider nie poszedł na debatę, tak jak poszedł Kosiniak-Kamysz, który po tej debacie na pewno zwiększył poparcie dla PSL-u/

I niestety, z przykrością to mówię, ale jednak wystąpienie Lecha Wałęsy na naszej konwencji też było niewypałem. Tam trzeba było jakichś młodych samorządowców, którzy będą mówili do młodego pokolenia. Pewien etap historii się skończył i trzeba patrzeć do przodu.

W PO brakuje dobrych doradców?

Brakuje tych, którzy umieją słuchać i mają odwagę krytykować. Poza tym my przecież mamy program, a wszyscy powtarzają, że błędem PO było to, że go nie ma. To oznacza, że nie umieliśmy tego sprzedać.

To, co jest problemem to regionalne sztaby, źle kierowane bez spójnego politycznego przekazu, często bez wizji i pomysłów. Sztab powinien pracować na wszystkich, bo jeżeli ktoś się decyduje działać, dawać swoje nazwisko, to powinno się robić wszystko, żeby jego również wspierać i pokazywać. Tego właśnie zabrakło. Zabrakło wizji kampanii dla wszystkich startujących w danym regionie.

Każdy wziął się za swoją indywidualną kampanię, bo to jest normalne, nikt przecież nie będzie czekał. Zresztą ja też tak robiłam, bo nie mogłam liczyć na sztab. Po co powoływać sztaby, skoro one nie działają na rzecz takiego spójnego wizerunku partii?

W kampanii przed wyborami do PE podkreślała pani, że pani sukces to wynik spotkań z wyborcami, zaglądania do najmniejszych miejscowości, a wielu ludzi ciągle uważa, że PO jest partią, która sprzyja przedsiębiorcom, lepiej sytuowanym. Politycy PO nie potrafią pozbyć się tego ze swojego wizerunku.

PO nie potrafi do końca przemawiać językiem normalnych ludzi. Proszę mi wierzyć, tych wyborców można przekonać. Oni mają dzieci, więc chcą, aby one się rozwijały i odnosiły sukcesy. Ale my niczego nie tłumaczymy, nie wyjaśniamy, jak ważny jest dobry wybór, jaki ma wpływ na przyszłość. Wyborcy muszą też czuć, że jesteśmy tacy jak oni, a nie lepsi.

W Polsce stało się coś strasznie złego. PiS wmówił ludziom, że nic nie muszą, bo oni dadzą. Mi to przypomina komunizm, bo dobrobyt zawsze bierze się z pracy. Duża część Polaków bierze różne zasiłki – nie krytykuję 500 plus – a to oznacza, że wychowujemy generację ludzi, którzy absolutnie będą uzależnieni od partii politycznej, bo ta partia nam pomoże albo nie.

Tak naprawdę jest to umacnianie biedy w różnych częściach Polski. Powinno się przecież promować, pobudzać chęć do pracy, do szukania rozwiązań. Natomiast wsparcie socjalne powinno być czymś na trudne czasy albo czymś dodatkowym, a nie że ludzie tylko i wyłącznie liczą na zasiłki.

Nie rozumiem, że do ludzi nie dociera też to, że wielu młodych z jakichś powodów wyjechało z Polski i nie chce tu wracać. Część z nich ma inną orientację, dlatego boją się braku akceptacji. Wielu chciałoby normalnie żyć, rozwijać się.

Ludzie są, mówiąc wprost, „wkurzeni”, że nikt nigdy nie promuje tej przedsiębiorczości. Chodzi o ludzi, którzy pracują, nie biorą żadnych zasiłków. PO też o tej grupie zapomniała, nie sięgnęła po nich. Wszyscy chcą dawać rybkę, zamiast wędki, bo tak łatwiej o głosy?

Ja też jestem zwolenniczką dawania „wędki”. Za chwilę nie będzie pieniędzy na 500 plus. Nie może być tak, że człowiek, który jest kreatywny, któremu się chce i który ciężko pracuje jest za to karany. A tak jest dziś w Polsce.

Nasz głos kierowany do tych osób rzeczywiście zbyt słabo wybrzmiał. Tak samo w przypadku służby zdrowia. Mamy do czynienia z totalną katastrofą. Badania pokazują, że Polacy umierają, bo mają problemy z dostępem do specjalistów, z szybką diagnozą. O tym też za mało mówimy.

Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak życie wygląda w takich przypadkach. Nie zdają sobie sprawy, że dzieci, które są wychowane według reformy PiS, nie będą w ogóle atrakcyjne na rynkach pracy, nie będą konkurencyjne. To jest tragedia dla Polaków.

Nasze słowa zbyt nie wybrzmiewają, już nie mówiąc, że my jako nowoczesna partia, jesteśmy tak słabi w mediach społecznościowych. Widzę, że pod wpisem PO jest może ze sto polubień. Katastrofa.

Na Podkarpaciu, które od dawna określa się jako matecznik PiS-u, nawet szef PO w regionie, Zdzisław Gawlik, nie dostał się Sejmu. A wszystkie mandaty, jeśli mowa o Senacie, trafiły do PiS-u. PO odpuściła sobie Podkarpacie?

PiS ma bardzo duże wsparcie Kościoła. Politycy tej partii są w każdej najmniejszej miejscowości, gdzie i ja dostaję zaproszenie na różne wydarzenia. Trudniej tam o działaczy PO. Wynika to też oczywiście z tego, że tak dużo jest posłów PiS.

Odnoszę wrażenie, że w Platformie jest wielu ludzi pełnych energii, zresztą mówiłam to po wyborach do Parlamentu Europejskiego, których się odsunęło i cały czas się odsuwa. Nie rozumiem tego. Nie chcemy dopuścić tych, którym się chce, bo stanowią dla niektórych zagrożenie, a takie myślenie jest katastrofą dla partii politycznej.

Jednak PO nie do końca odpuściła sobie Podkarpacie. Kiedy rządziliśmy, to naprawdę dużo zrobiliśmy. Zawiodła jednak komunikacja. Za mało było nas w małych miejscowościach. Cały czas jest za mało pracy u podstaw.

Może być lepiej? Jest jeszcze potencjał?

Jest. Przed chwilą rozmawiałam z Pawłem Poncyliuszem, który mówi: „Ela, ilu ludzi chce, ilu działa, ale twierdzą, że musi się coś zmienić w PO, żeby oni weszli do tej partii”. Jest nadzieja w ludziach, w młodym pokoleniu.

Jednak jeżeli partia robi się towarzystwem wzajemnej adoracji w wąskim gronie, to wyborcy na pewno oceniają to negatywnie.

Jest pani tak zwyczajnie rozczarowana?

To jest moja jedyna partia. Tworzyłam ją na Podkarpaciu. Poświęciłam dla niej bardzo wiele, co odczuła także moja rodzina, dlatego jest mi smutno, że tylu wspaniałych ludzi nie ma odwagi zrobić pewnych zmian w tej partii. Czasem nieduże zmiany rodzą niesamowity sukces.

Kogo miała pani na myśli pisząc na Twitterze: „Szkoda, że niektórzy nie wypili szklanki zimnej wody przed wygadywaniem głupot”?

Chodziło mi o te nieszczęsne taśmy Neumanna. Powiedział po wyborach do PE, że nie powinnam tyle gadać, tylko powinnam napić się wody. Żałuję, że zanim on wypowiadał te żenujące, niegodne polityka, głupoty na spotkaniach, nie napił się porządnego łyka wody.

Oj, Kaczyński. Iść po większość konstytucyjną i potęgę, która zawstydziłaby Orbana z Erdoganem. Zostać zakładnikiem Ziobry bez Senatu. #tylewygrać

Kmicic z chesterfieldem

– Na pewno nie był to imponujący wynik – mówiła w TVN24 Małgorzata Kidawa-Błońska o liczbie głosów zebranych przez Grzegorza Schetynę. Polityk PO zapewniała przy tym, że lider jej partii zrobił wiele dobrego w trakcie kampanii. Nie chciała za to powiedzieć, czy będzie kandydować na fotel szefa PO.

Szef Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna dostał co prawda mandat w okręgu nr 3 (Wrocław), ale jego wynik jako „jedynki” list Koalicji Obywatelskiej pozostawia wiele do życzenia. Mirosława Stachowiak-Różecka (kandydatka PiS w wyborach na prezydenta Wrocławia z 2018 roku) zdobyła ponad 91 tys. głosów, a Schetyna niecałe 67 tys.

„Kropce nad i” w TVN24 o ten wynik lidera PO pytana była Małgorzata Kidawa-Błońska, kandydatka KO na premiera w tegorocznych wyborach. – Na pewno nie był to imponujący wynik – oceniła polityk Platformy Obywatelskiej. Sama Kidawa-Błońska ma powody do zadowolenia, bo w Warszawie zgarnęła ponad 416 tys. głosów, stając się „lokomotywą” listy KO w stolicy.

View original post 844 słowa więcej

 

Dodaj komentarz